wtorek, 10 grudnia 2013

Ajjjć...

Po pierwsze strasznie przepraszam, że od tak dawna nic się nie pojawiło, naprawdę bardzo, bardzo mi przykro, ale jestem tak uwalona w robocie, że po prostu nie mam czasu. Po drugie przynoszę połowicznie dobre wieści, mianowicie notka się pojawi - to ta dobra część :D, ale dopiero gdzieś po połowie przerwy światecznej - to jest ta zła część :[ Nie wiem czy jeszcze w grudniu, czy może na początku stycznia, ale gdzieś w tym okresie na pewno wrzucę kolejny rodział :D To jeszcze raz przepraszam i do napisania :D

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 8

Taa, jakby się tu wytłumaczyć? No nie ma dobrej opcji, wiem. Po prostu przystawiło mi, dokładniej Izaya mi przystawił. Nie wiedziałam jak chce go nakreslić, w jaki sposób przedstawić i codziennie siadając do pisania byłam pewna, że tego dnia dodam notkę, ale niestety tak się nie działo, bo sama nie wiedziałam, jak chcę to napisać. Efekt jest taki, że jest chaos. Sama nie za bardzo wiem, o czym pisałam ten rodział. No, ale jest. Tragiczny, ale jednak :D Przepraszam wszystkich czytających za to opóźnienie i obiecuję się poprawić, słowo harcerza, którym nigdy nie byłam :D Następne notki, będą pojawiać się w niedziele, dlatego, że czasem w piątki, po prostu nie spotykam się z komputerem, stąd też niedziela. Od razu informuję, że nie będzie nowego rozdziału w najbliższą niedzielę, gdyż mam nawał pracy. To tyle informacji. Zapraszam do czytania :)

Ten dzień był... dziwny. Nic, według Izayi, nie mogło lepiej go opisać. Kiedy zeszłej nocy okazało się, że nie dane mu będzie zasnąć ponownie, bez wahania skorzystał z okazji, jaką było uwolnienie spod ramienia pewnego blondyna i postanowił zabrać się do pracy. Cicho jak kot zsunął się z posłania, chwycił laptopa i przeszedł do salonu, w którym w miarę wygodnie ułożył się na kanapie i owijając się kocem uruchomił komputer. Nie zważał na czas jak zwykle pochłonięty swoim zajęciem, jednak każdy odruch senny, chrapnięcie czy głębsze wciągnięcie powietrza przez osobnika w łóżku, wywoływało w nim uśpione odruchy. Izaya dawno zapomniał jak to jest odczuwać dreszcz emocji pnący się wzdłuż kręgosłupa, przy każdej naturalnej zmianie otoczenia. W tej chwili tę zmianę stanowiła Złotowłosa Śpiąca Królewna. 'Może bardziej wiercąca się niż śpiąca' – pomyślał z uśmiechem Izaya. Szybko jednak utracił swoje zadowolenie, kiedy ów panna zaczęła wykazywać nienaturalną nadpobudliwość. Cóż, w przypadku Shizuo Heiwajimy wszystko było nienaturalne, ale teraz nawet jak na niego to było za dużo. Każdy szelest pościeli stawiał w czujności jego zmysły, raptownie podnosił głowę, a całe jego ciało się spinało. Nie podobało mu się to, co się z nim działo. Czemu tak reagował? Teraz bardziej zaintrygowany niż zirytowany, szukał logicznej diagnozy własnego stanu, której być może wolałby nie znaleźć. Wniosek: dał się zaskoczyć. Dał się zaskoczyć, a to się nigdy nie powinno zdarzyć w jego przypadku. Niedobrze. Mleko się rozlało, ale teraz nie za bardzo może działać, żeby zminimalizować skutki. Co ten Shizu-chan sobie myślał? Chciał go uciszyć, może zaskoczyć i zwyciężyć? O co mu chodziło? Znów usłyszał szelest pościeli. Uśmiechnął się pod nosem. Może śnił na jawie i dlatego się tak zachował? Zabawne księżniczko, zabawne. Nie wierć się tak, bo i tak się nie obudzisz dopóki jakiś niedoszły samobójca nie postanowi spróbować Cię poskromić. HAHAHAHA – Izaya miał mnóstwo zabawy wyobrażając sobie, każdego śmiałka ginącego w wyniku uduszenia przez śpiącego osobnika. A może to zadziałało w drugą stronę? Może przez ten pocałunek zaśniesz na wieki, Shizu-chan? Pomyśleć, że sam byś sobie zgotował ten los, ale zachowałbym w tym swój udział, więc... Mina mu zrzedła, kiedy przypomniał sobie jeszcze raz te sytuacje. Jak mógł się tak odsłonić, jak mógł opuścić maskę, jak mógł dać się ponieść emocjom? Co go napadło? Był zły, ale to i tak nie powinno się nigdy wydarzyć. Był pewien, że gdyby ktokolwiek inny był wtedy na miejscu Shizu-chana, udałoby mu się zachować rezon. Ale tak się oczywiście nie stało. I teraz musiał ponieść dodatkowe konsekwencje. Nie uśmiechało mu się to. Mało, że Heiwajimie coś odbiło z tym zbliżeniem, to jeszcze czeka go życie ze świadomością, że opuścił gardę przy swoim największym wrogu i nie miał pojęcia jak ten może zechcieć to wykorzystać. Ta myśl wprowadziła zamęt do jego umysłu. Drążąc głębiej we własnej psychice, doszedł do wniosku, że ostatnio rzadko określał blondyna swoim zagorzałym wrogiem. Nie myślał też o nim w pozytywnych kategoriach, ale Heiwajima stał się dla niego bardziej neutralny niż skonkretyzowany. Co mogło do tego doprowadzić? Może to, że w trakcie jego choroby ten ani razu nie próbował go zabić czy zranić dając znać o dość ludzkiej zresztą cesze – nie kopania leżącego. Na samo wspomnienie wydarzeń ostatnich dni Izaya zakaszlał sucho. Efekt placebo w pełnej krasie. A był pewien, że już wrócił do pełni sił. No może nie pełni – przyznał przed samym sobą – ale sądził, że odzyskał tak 70-80% sprawności. Jednak okazało się inaczej. Znowu. Jak on tego nie znosił. Wrócił do swoich rozważań. Może patrzył na niego inaczej, bo miał okazję przyjrzeć się z bliska trybowi życia tego głupka. Znów się uśmiechnął. Od kiedy używał wyzwisk w stosunku do tego pajaca nie żeby go obrazić, ale ledwie szturchnąć i to bardziej z politowaniem i rozbawieniem? Za bardzo opuściłeś gardę Izaya – upomniał się w myślach. Usłyszał o wiele głośniejsze od poprzednich odgłosy dochodzące z sypialni, a kilka sekund później zobaczył ubierającego się w biegu blondyna, kierującego się do wyjścia. Następnym co usłyszał było głośne trzaśnięcie drzwi. Co to miało być? Zdziwienie nie znikało z twarzy bruneta przez kilka minut. Przyszły mu na myśl tylko trzy wnioski. Pierwszy: Heiwajimie odbiło, drugi: jeszcze się nie obudził, a śniło mu się, że skończyły mu się papierosy i wyszedł uzupełnić zapasy i trzeci: usilnie starał się unikać Izayi. Logiczna wydawała się tylko ostatnia opcja, chociaż każda z nich mogła mieć w sobie coś z prawdy. Postawił jednak na trójkę. Patrząc wstecz na tę sytuację to była ona nawet zabawna. Heiwajima najwyraźniej był tak zamyślony w swoim postanowieniu, że nie tylko nie zauważył nieobecności Izayi obok niego w łóżku, ale przechodząc przez salon do wyjścia, również nie dostrzegł jego osoby. Cóż, to dowodzi, że jak się czegoś bardzo nie chce widzieć, to można tego nie dostrzec. Tylko o co się właściwie rozchodziło? O ten głupi pocałunek? W sumie sam nie wiedział, co miał myśleć o nocnym zachowaniu tego głupka, ale uznał, że najlepszym wyjściem będzie to zignorować, bo w przeciwnym wypadku może dojść do niechcianych wniosków, a tego za wszelką cenę chciał uniknąć. Jedyny wniosek, na który mógł sobie pozwolić, to to, że w tym wyjątkowym wypadku wolał nie wiedzieć. Tak, on – informator, wolał nie wiedzieć. Ale patrząc na to z drugiej strony, taki jednokomórkowiec jak Shizuo niczym go nie zaskoczy, więc lepiej pozostać przy niewiedzy. Ten jeden raz zrobi sobie wyjątek. Ciekawiło go raczej cóż to za emocje mogły targać teraz silnym ciałem blondyna. Może Heiwajima dostrzegł, co prawda po fakcie, ale jednak, że bliższe stosunki z wrogiem są z lekka mówiąc, niebezpieczne? Niee, jest głupiutki, ale wiedział od początku z kim ma do czynienia. A może... Aaaaaaa! Nie będzie się zastanawiał nad tym cymbałem, bo żadnym sposobem nie zniży się wystarczająco żeby zrozumieć psychikę debila. Do tego zaraz sam oszaleje. Koniec tematu. Musi się zająć pracą. Podniósł głowę i zorientował się, że tak pochłonęły go myśli o przygłupim blondynie, że nie zwrócił uwagi na promienie słoneczne wkradające się wszelkimi szczelinami do pokoju. Spojrzał na zegarek w dole ekranu. 6.37. No tak, spędził dwie godziny gapiąc się w przestrzeń, myśląc o niczym i tracąc czas. Pięknie. Wyprostował się i podnosząc ręce do góry zaczął rozciągać zastygłe mięśnie, czemu nie omieszkały towarzyszyć odgłosy chrupiącego kręgosłupa. Złączył dłonie i wywijając nadgarstki pod wieloma kątami je również rozgrzał i nastawił, a następnie układając palce na klawiaturą przygotował się do pisania. To nie tak, że wiedział, co nadciąga. Takie zgranie w czasie. Zanim zdążył nacisnąć pierwszy klawisz, usłyszał nienaturalnie ciche skrzypnięcie drzwi wejściowych. I właśnie dlatego, że nie było wielkiego BUM, czekał na nadchodzącą kontynuację ciągle w tej samej pozycji. Jego palce nadal zwisały nad klawiaturą, a on sam pozornie patrzył w ekran. Widząc się z dystansu, sam by nie uwierzył, że rzeczywiście jest czymś zajęty. Nie zdziwiło go więc, że i Shizuo tego nie kupił, co mógł bezsprzecznie stwierdzić patrząc na wszechobecne zdziwienie na jego twarzy. Za późno by się kryć, trzeba grać do końca.
- Co tam, Shizu-chan? Gdzie Cię poniosło tak wcześnie z rana? - zapytał. Nie omieszkał dołączyć do kompletu swojego ulubionego uśmiechu.
Ciągle pozostawało jedno pytanie: jakim cudem przeszli od niezręcznej sytuacji do brutalnych pocałunków?
Tu właśnie Izayi dość mocno przystawiło. I choć można by to wziąć zupełnie dosłownie zważywszy na fakt, że ciągle był mocno dociskany do ściany przez ciało drugiego osobnika, to jednak nie był w stanie spokojnie doszukać się sensu w tej dziwnej sytuacji. Nie pomagały też gorące wargi intensywnie miażdżące jego własne. Nie pomagał chaos rodzący się w jego głowie pod wpływem silnych doznać emocjonalnych. I, o święci, bogowie, czy ktokolwiek siedzący tam na górze, nie pomagał sam Shizuo podtrzymując go kilka centymetrów nad ziemią, przy okazji drażniąc jego skórę pleców swoimi szorstkimi dłońmi i napierając na niego swoim ciałem. Jak to się do cholery stało? Orihara Izaya był mistrzem w kontrolowaniu swoich potrzeb. Więc dlaczego nie miał ani krzty kontroli nad tym, co się teraz działo?
- Teraz jesteśmy kwita, więc mógłbyś mnie puścić?
Zadał to głupie pytanie i takie są jego skutki. Mógł się po prostu wyrwać z uścisku, ale nie, bo on musiał grać ten głupi spektakl. Przemknęło mu przez myśl, że jakaś jego część nie chciała kończyć tej rozgrywki, że chciała tego, co miało niewątpliwie nastąpić, że chciała spotkać niekontrolującą się bestie, a co gorsza, jej posmakować. Ale odpowiedzią na jego pytanie było zdziwienie z odrobiną przekory. I oczy, brązowe oczy pełne spokoju i pewności. Kilka sekund później Izaya przestał czuć dłoń ściskającą jego gardło, a pod stopami znów znalazło się podłoże. Jednak krótko trwała jego radość, bo zaraz potem jego ciało znów się uniosło, tym razem podtrzymywane w talii przez parę silnych rąk, które zdecydowanie wolały bezpośredni kontakt z jego skórą, co też uczyniły wsuwając się pod koszulkę bruneta. Sytuację dopełniały usta, dokładnie para ust złączonych w namiętnym pocałunku, przez chwile spokojnym, ale z każdą minutą coraz bardziej intensywnym. O ile do tego punktu Izaya czuł się nawet pewnie, o tyle kiedy język Heiwjimy sunąc po jego wargach w te i z powrotem wymusił na nim ich rozchylenie, brunet poczuł umysłowe zachwianie. Cholera, tak łatwo byłoby dać się teraz ponieść emocjom, ale to zupełnie jak dobrowolne oddanie kontroli, a tego zrobić nie mógł. Tak myślał, przynajmniej do momentu, w którym Shizuo przebił się przez zamknięte wrota i zaczął zgłębiać wnętrze jego ust. Izaya czuł, że stoi na granicy, bardzo blisko poddania i na kilka sekund właśnie to zrobił. Poddał się całkowicie, przyciągnął twarz Heiwajimy bliżej i mocniej zaciągnął się wszechobecnym smakiem nikotyny. I choć w pierwszej chwili spodobał mu się, dość znienawidzony zapach, to kolejne sekundy brutalnie uświadomiły mu co robi i z kim. Powinien podziękować nałogowi blondyna za przywrócenie go do rzeczywistości. Poczuł, że Heiwajima odrywa się od jego ust i przenosi swoje wargi na jego szyję. Otworzył gwałtownie oczy, które zamknął kilka minut wcześniej, aby skupić się na pojawiających się doznaniach i spojrzał na blondyna, który z na wpół przymkniętymi powiekami zdawał się nie rejestrować tego, co robił Izaya. Przyjrzał mu się kątem oka. 'Szkoda' – przemknęło mu przez myśl, ale nie przywiązywał do tego większej wagi.
- Shizu-chan?
- Hmm..? - wymruczał Shizuo.
- Pewien jesteś, że wiesz co robisz? - zapytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował – Bo widzisz, cokolwiek robisz, robisz to z największą mendą, szumowiną i szaleńcem bawiącym się życiami innych. Jaką masz pewność, że to, co teraz robisz nie jest częścią jednego z moich chorych planów?
Kiedy mówił to wszystko, mówił to z uśmiechem na twarzy, takim jak zawsze. Poczuł, że blondyn odsuwa się od niego, a Izaya straciwszy podporę zsunął się po ścianie zderzając się tyłkiem z podłogą. Widział szok na twarzy chłopaka, który stał kilka kroków od niego. Nie powiedział nic, tylko patrzył jakby czekał, że brunet jednak zaprzeczy temu, co powiedział, ale ponieważ nic takiego nie nastąpiło. Odwrócił się i wyszedł z mieszkania. Izaya poczuł ukłucie, gdzieś w okolicach mostka. Nie miał innego wyjścia, zagrał swoim wizerunkiem, tym jak go wszyscy postrzegają, jak widzi go sam Shizuo. Więc czemu ten głupek wyglądał na zranionego? Nie ważne, nie będzie się nad tym zastanawiał. To było konieczne zanim zabrnęliby do punktu, z którego nie ma powrotu. Konieczne? Kogo próbujesz oszukać? Doskonale wiesz, że zrobiłeś to ze strachu. Tak, wielki Pan i Władca przeraził się, że między nimi mogło być coś więcej. Więc spękał i go … zdradził? Nie wiedział jak to nazwać. Odchylił głowę i oparł ją o ścianę, pod którą siedział. Czuł wszechogarniającą rezygnację. Patrzył bezmyślnie w sufit, przypominając sobie ich rozmowę z zeszłej nocy, to spojrzenie, takie... Spójrzmy prawdzie w oczy. Ten pierwszy pocałunek nie był błahostką i nie ważne ile razy powtarzał sobie, że jest inaczej, tak naprawdę od początku gdzieś w sobie to wiedział. Od zawsze jakaś część jego samego chciała tego typu bliskości. Uciekał przed nim, bo chciał być goniony, prowokował, bo chciał jego uwagi, niszczył, bo chciał mieć to naj miejsce w jego życiu, nawet jeśli wiązało się to z byciem najgorszym. A to oburzenie, które czuł, kiedy usłyszał o o planowanym zamachu na Heiwajime... Bycie mistrzem kłamstwa ma swoje wady, jak na przykład okłamywanie samego siebie. Że też musiał zniszczyć swoją jedyną szanse na bycie blisko niego, bez uciekania się do podstępów, na takie zwykłe, normalne życie. Znowu się oszukujesz Izaya. Ty nigdy nie będziesz miał takiego życia. Nie Ty. Nigdy. Ukrył twarz w dłoniach. Potem była cisza, głucha, martwa cisza.

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 7

Znowu z opóźnieniem, ale życie kocha psuć plany i tak to się kończy. W każdym razie notka już jest, mam nadzieję, że lepsza niż poprzednia. Choć nie czuję się zbyt pewnie co do niej, bo mam wrażenie, że gdzieś się zgubiłam po drodze w tym opowiadaniu. No i trochę przewertowałam Shiuzo od środka - moze za bardzo :D No zobaczymy, co z tego wyjdzie :D Miłego czytania :)

Szedł ulicami Ikebukuro pogrążony we własnych myślach, nieuważny na otaczających go ludzi ani rzeczy. I właśnie ten drugi czynnik, w dość bolesny dla każdego normalnego człowieka sposób, sprowadził go z powrotem do rzeczywistości. Potrząsnął lekko głową po szóstym zderzeniu z latarnią uliczną, zły na siebie i na cały świat, ale najbardziej zły, nie wiedzieć czemu, na Izayę. Przyznał w duchu, że sam był sobie winien, to on zaczął, a fakt że Izaya go nie odrzucił, według Heiwajimy, obciążał ich winą po równo. I chociaż podświadomie wiedział, że Orihara prawdopodobnie był zbyt zszokowany, by się odsunąć, to wolał myśleć, że nie zrobił tego celowo, do swoich obserwacji czy jakiegoś innego dziwactwa niż zaakceptować fakty. Heiwajima Shizuo pocałował Izayę Oriharę i zrobił to w pełni świadomie. Jednak wraz z pojawieniem się kolejnych przemyśleń, które nie omieszkały przynieść ze sobą maleńkich wyrzutów sumienia, blondyn zaczął czuć się coraz gorzej i winą za ten stan obarczał nikogo innego jak właśnie Oriharę. Było delikatnie mówiąc beznadziejnie. Nie wiedział jak powinien się przy nim zachowywać, dlatego też wyszedł z mieszkania wraz z pierwszymi promieniami słońca. 'Wyszedł'? Nie, on uciekał najszybciej jak tylko się dało, byle dalej od swojego mieszkania. Paradoks. Jego spokojna przystań, jedyne miejsce w którym nikt go nie denerwował, aktualnie był w stanie porównać tylko do najgłębszych otchłani piekielnych. Gdyby był szczery wobec samego siebie to już by przyznał, że zwyczajnie się boi, że mu wstyd, że nie jest w stanie poradzić sobie z upokorzeniem, które go spotka przy pierwszym kontakcie z Izayą. Ale przecież Heiwajima się nie boi, Heiwajima się nie wstydzi, Heiwajima przed nikim nie spuszcza wzroku, bo taki właśnie jest – niezniszczalny i nawet Izaya tego nie zmieni. Gdyby był szczery wobec samego siebie to już by przyznał, że zwyczajnie tego chciał. W tamtym monecie, po prostu poczuł, że chce złączyć swoje usta z wargami Izayi. I zwyczajnie właśnie to zrobił. Pamiętał, że były chłodne, wręcz zimne. Zdziwiło go to, tym bardziej, że brunet nadal miał gorączkę. Ale chłód jego warg był tak przyjemny i uspakajający. Stał jeszcze kilka sekund koło latarni pogrążony w zadumie. Potem jednak pochylił się i lekko (jak na niego) uderzył głową o ów środek oświetlenia w geście rezygnacji. Wiedział, cholera wiedział doskonale, że w konfrontacji z Izayą nie ma szans, że na szali będzie musiał położyć swoją dumę i liczyć się z najobrzydliwszym upokorzeniem, na jakie tylko stać informatora. Nie odrywał głowy od jej tymczasowego oparcia. Nie ma sensu się oszukiwać, poległ w momencie, w którym podążył za instynktem, zamiast chociaż raz pomyśleć. Teraz musi stawić czoła najgorszemu z najgorszych. Gdyby mógł odwlekałby to w nieskończoność albo zwyczajnie pokrył to swoim gniewem i zepchnął w odległy kąt swojej świadomości. Ale nie mógł. Znów uderzył czołem w latarnię. Żaden problem się nie rozwiąże od stania na ulicy. Podniósł głowę. Gorzej już być nie może. Wróci i zmierzy się ze smokiem u wrót. Odwrócił się i zaczął iść w stronę swojego mieszkania. Ten smok nie tylko pluł trucizną, ale też zionął ogniem. Nie wątpił, że jego niezniszczalne ciało da temu radę. Jedynym o co się martwił była jego nieosłonięta duma.

Nacisnął klamkę drzwi wejściowych do mieszkania spięty jak struna. Próbował się przygotować na najgorsze, ale doskonale wiedział, że w przypadku Izayi 'najgorsze' zawsze ma coś okropniejszego nad sobą. Cholera, od kiedy on się bał czegokolwiek?! A Izayi? Zawsze czuł do niego tylko nienawiść. Spędził z nim raptem dwa dni, ale już był pewien, że coś się zmieniło. Niby nic szczególnego się nie stało, niby ich wzajemne nastawienie pozostało takie samo, niby dalej był nienawiść, ale jednak nie. To lekko przymuszone wspólne spędzanie czasu, było zapalnikiem bomby zmian. Tyle, że ta bomba ciągle nie wybuchła, a nadal balansowała na cienkiej linie wysoko nad ziemią. Ciągle pozostawała kwestia, z której strony wyrządzi szkody, kiedy skończy się odliczanie, czy pogłębi ich nienawiść, czy może pociągnie ich stosunki w kierunku nowego, innego świata przyj...... NIE, NIE,NIE! Nie z Izayą! O nie, nigdy, przenigdy nie wejdzie na stopę relacji koleżeńskich z Izayą. On... I wtedy sobie uświadomił, że tak właściwie, to nie potrafiłby znów normalnie ganiać się z Izayą, że raczej nie potrafiłby bezmyślnie go atakować, uderzać na oślep co cięższym sprzętem, żeby go zranić, że nie chciałby widzieć Izayi rannego, bo... No właśnie, bo co? Przypomniał sobie jak Izaya usilnie starał się maskować oznaki swojej choroby, jak walczył o utrzymanie kontroli, jak nie pozwolił nikomu doszukać się słabości na swojej twarzy. Shizuo nie chciałby go widzieć rannego, bo nie umiałby spojrzeć na niego jak na nic nie czującą mendę, bo wiedziałby, że Izaya uśmiechałby się nawet w obliczu śmierci, wewnątrz przerażony, ale na zewnątrz pewny siebie i oczywiście wygrany. Nie chciał tego nigdy oglądać wiedząc, że wszytkie te emocje to tylko ułuda. Nie zniósłby takiego widoku, nie chciałby oglądać Izayi z całą paletą masek na twarzy, tylko po to, żeby nikt nie zobaczył, że on sam też jest człowiekiem. Wszedł do salonu, który tonął w promieniach słonecznych. Zobaczył Izayę siedzącego na kanapie z laptopem na kolanach, pochłoniętego pracą. Najwyraźniej był zajęty tylko z pozoru, bo w momencie, w którym Heiwajima przekroczył próg pokoju, Izaya podniósł głowę, gotowy i czujny jak kot.
- Co tam, Shizu-chan? Gdzie Cię poniosło tak wcześnie z rana? - zapytał ze swoim zwyczajowym uśmiechem.
Shizuo stał jak wryty nie wiedząc co powiedzieć. Nie był wstanie przejrzeć zamiarów Izayi, nie wiedział do czego brunet dążył, więc nie odpowiedział.
- Co z Tobą, Shizu-chan? Patrzysz się na mnie jak ciele w malowane wrota, a się nie odzywasz? Dobra, nie chcesz to się nie odzywaj, tylko się tak głupio na mnie nie patrz. - Izaya wrócił do poprzedniej czynności, ale świadom braku reakcji ze strony blondyna, ponownie podniósł głowę. - Shizu-chan, stało się coś, że postanowiłeś spędzić dzień, gapiąc się na mnie? - Widział ogromne zdziwienie malujące się na twarzy Heiwajimy, a że ten nadal się nie odzywał, kontynuował swój monolog. - Dobra, stój tam sobie i patrz. Myślałem, że jak już wywiało Cię z mieszkania to przynajmniej kupiłeś jakieś śniadanie, ale jak widzę nie można za dużo od Ciebie wymagać. Może zrobiłbyś mi chociaż kawę? - Izaya nie przestawał się uśmiechać.
Shizuo nie miał pojęcia jak zareagować na słowa Izayi. Był co najmniej zaskoczony, dlatego rzucił krótkie 'Dobra' i poszedł do kuchni. Wyjął dwa kubki z szafki i postawił wodę na gazie. Izaya nie poruszył tematu pocałunku, ba, udawał, że nic się nie stało, zupełnie jakby spał spokojnie całą noc, a w międzyczasie nic się nie wydarzyło. Albo jakby coś takiego nie miało dla niego żadnego znaczenia. Shizuo poczuł rosnącą irytację. Czemu kurwa, czemu? Czemu nie korzysta z okazji żeby go wyśmiać, żeby wepchnąć go w najgorsze bagno upokorzenia? Czemu mu odpuszcza? A może to jest waśnie droga upokorzenia, może właśnie poprzez wykorzystanie jego niewiedzy i szarpanie się z myślami chce się zemścić, może tak chce go wykończyć. Ale dlaczego nie wprost? Co on sobie kurwa myśli? Że go złamie w ten sposób, że Shizuo dostarczy mu rozrywki, a on będzie miał zabawę z oglądania tego. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i dopiero teraz zorientował się, że jeden z kubków pękł mu właśnie w rękach. Co on robił, jeśli da się ponieść emocjom, to Izaya wygra, a na to nie mógł pozwolić. Musiał się opanować. Zerknął w stronę salonu. Zobaczył ciągle uśmiechającego się bruneta. Zrobić mu kawę? Jeszcze ma czelność mówić mu coś takiego. Jego złość przekroczyła dopuszczalną skalę. Drugi kubek skończył swój żywot w jego ręce. Nie wytrzymał. Ruszył do salonu. Złapał za poły bluzki niespodziewającego się nadchodzącego ataku bruneta i podniósł go do góry. Laptop z głuchym hukiem uderzył o podłogę. Heiwajima uderzył chłopakiem o ścianę, nadal do trzymając na wysokości swojej twarzy, tym razem jednak przesunął swoją dłoń na szyję Izayi i nieco zacisnął.
- Gadaj co kombinujesz!
- Shizu-chan, o co Ci chodzi? Przecież to Ty mnie atakujesz. - Izaya odpowiedział ze spokojem, nadal lekko się uśmiechając, mimo iż z problemami łapał oddech. Niestety, jego postawa tylko rozjuszyła bestie.
- Przestań kurwa kłamać i gadaj! -Heiwajima mocniej zacisnął dłoń na jego gardle.
- Byłoby mi łatwiej, Shizu-chan, gdybym wiedział, czego tyczy się Twoja złość – Izaya nadal utrzymywał spokój, choć mówienie zaczynało sprawiać mu problem.
- Jakbyś nie wiedział, wszystkowiedzący dupku! Co knujesz? Chcesz mnie upokorzyć? O to Ci chodzi? Tak chcesz się zemścić? - sam się napędzał.
- Ale za co Shizu-chan? - słowa Izayi zabrzmiały niemal prosząco.
- Nie udawaj, że nie wiesz! - Był taki wściekły. Ale słowa Izayi zabrzmiały tak szczerze, zupełnie jakby nie miał pojęcia za co się go kara. - Chcesz się zemścić za wczoraj, za to, że Cię pocałowałem! Nie możesz wprost się pośmiać, powiedzieć, co głupiego masz do powiedzenia i dać sobie spokój? Zawsze musisz knuć jakieś durne plany i niszczyć ludzi od środka?!
- Shizu-chan, posłuchaj nie zamierzam się z Ciebie śmiać ani Cię upokarzać, bo nic takiego się nie stało, nie? Za co mam Cię wyśmiewać? Pocałowałeś mnie – wielkie mecyje! - niemal wykrzyczał, udowadniając mu małostkowość problemu.
Heiwajima wydawał się nieco zbity z tropu, poluzował ucisk na jego szyi, ale nie puścił. Izaya wydawał się naprawdę nie przejmować tym, co się stało, ale w końcu był kim był, a liczba jego masek była niepoliczalna, nie wspominając o absolutyzmie jego kłamstw. W nic nie można było wierzyć. Zanim jednak zdążył mu odpowiedzieć, poczuł zimne wargi na swoich ustach. Ten sam kojący chłód, co zeszłej nocy, tak samo przyjemny i jak zaczął zauważać, tak samo uzależniający. Chciał więcej i Bóg jeden mu świadkiem, jak bardzo chciał zgłębić smak tych warg. Poczuł równie chłodne dłonie na swoim karku, lekko muskające jego skórę. Spojrzał wprost w krwiste tęczówki, w których odbijały się słoneczne refleksy i po raz pierwszy Shizuo pomyślał w pozytywnym znaczeniu, że są naprawdę wyjątkowe. Dziwnie się z nim całowało, nieustannie patrząc sobie w oczy, ale to gwarantowało pełną świadomość sytuacji. Poczuł, że Izaya, w miarę swoich ograniczonych możliwości, się odsuwa, a następnie szeroko się uśmiecha.
- Skoro ja pocałowałem Ciebie to jesteśmy kwita. A teraz, mógłbyś już mnie puścić, Shizu-chan?

środa, 30 października 2013

Just news

Jest coś o czym zapomniałam wspomnieć w ostatnim poście, a mianowicie to, że w tym tygodniu niestety nie pojawi się nowy rozdział. Dwa powody: jak każdy szanujący się student wracam na najbliższy weekend do domu, w którym nie zawitałam od miesiąca :D i po drugie, nowa notka jest nie dopracowana, a jak wszyscy zauważyliście poprzedni rozdział był krótki i też nie do końca przemyślany i pisany na szybko, dlatego teraz chcę to zrobić podwójnie dobrze, a nie obrzucać Was nic nie wartymi linijkami tekstu. Stąd też taka nie inna decyzja, a kolejny rozdział będzie opublikowany bodajże 8.11. Tyle informacji na dzisiaj, miłego weekendu :)

sobota, 26 października 2013

Rozdział 6

Nieco opóźniony rozdział, ale biurokracja tego kraju mnie po prostu wykończyła ;| Tak, pikanteria się zbliża, choć jeszcze nie dotarła, ale ona zna drogę, więc już niedługo, niedługo ... :D

Jego oczy uważnie badały każdy fragment czytanego tekstu. Nie odrywał wzroku od komputera od kilku godzin, ale był tak zajęty szukaniem, że nie odczuwał zmęczenia. Informacje, które znalazł były zdecydowanie zbyt ważne, aby przejmować się swoim stanem zdrowia. Izaya zupełnie zatracił się w pracy. Właśnie w takim stanie zobaczył go Shizuo, kiedy po raz kolejny wszedł do sypialni, tym razem wciąż mokry od niedawno zakończonej kąpieli. Przychodził do pokoju kilkakrotnie w ciągu ośmiu godzin, ale żadna rzucona przez niego uwaga nie została skwitowana niczym więcej jak niewyraźnym mruknięciem i niechlujnym gestem ręki 'delikatnie' wypraszającym go za drzwi. W jego własnym mieszkaniu. Orihara zdawał się nie dostrzegać swojego otoczenia, zbyt zajęty światem wirtualnym. Ale dla Heiwajimy ta sytuacja miała swoje plusy: miał czas dla siebie i co ważniejsze, nikt mu nie przeszkadzał. Uznawszy, że najwyższa pora zakończyć ten proces, stanął nad Izayą czekając na reakcję bruneta, a kiedy ten po kilku długich minutach wreszcie oderwał swój wzrok od komputera i spojrzał pytająco na blondyna, usłyszał tylko:
- Do spania!
- Co? Ale Shizu-chan, nie ma jeszcze nawet 22! - zdziwiony i obruszony brunet walczył o pole manewru i jednocześnie możliwość zachowania resztek swoich przyzwyczajeń.
- No i co z tego? Wisisz nad tym komputerem od kilku godzin i nie kontaktujesz. Jak chcesz wyzdrowieć nie odpoczywając? Poza tym – dodał widząc zbliżający się protest – ja idę spać, więc Ty też idziesz spać i gówno mnie obchodzą Twoje sprzeciwy – powiedział wyrywając laptopa z rąk Izayi.
Ten mógł się tylko cieszyć, że widząc nie wróżącą nic dobrego minę Heiwajimy, zdążył zapisać efekty swojej pracy. Chociaż i tak, każdy nowy szczegół znalazł wygodne i dobrze widoczne miejsce w jego głowie, to wolał mieć coś w rodzaju kopii zapasowej. Wiedział, że opór nic nie da, ale nie czuł się senny, a raczej pobudzony natłokiem informacji o człowieku, którego szukał. Musiał je dokładnie przeanalizować, więc kiedy Shizuo gasił światło, ten ciągle siedział oparty o poduszki. Dlatego też wsuwając się pod kołdrę blondyn warknął do niego krótkie 'Kładź się!' i nie czekając na odpowiedź zepchnął mniejszego chłopaka do pozycji leżącej, jednocześnie oplatając go w tali i wygodnie układając się do snu. Izaya stwierdził, że zrobił to zapewne, aby powstrzymać go od ucieczki, ale jaki nie byłby cel tego dotyku, brunet czuł się trochę dziwnie. 'Bliski kontakt z bestią i jeszcze oddycham. Świat chyli się ku końcowi' – pomyślał, uśmiechnął się wrednie i pociągając lekko zatkanym nosem, zasnął.

Obudził się wcześnie. Za wcześnie. Nawet jak na niego taka godzina była nietypowa. 4.12. Z reguły wstawał dość wcześnie, ale teraz nie czuł się ani wyspany, ani obudzony w konkretnym celu. Jego organizm dał mu pstryczka w nos i postawił w sytuacji, w której nie zaśnie i jednocześnie nie może pracować. Chyba, że zaryzykuje zrzutem ramienia Shizuo ze swojego ciała, ale nie miał ochoty zaczynać walki. Dodatkowo było mu strasznie gorąco, ze względu na ciepłą kołdrę, ciepłe ciało sąsiada i oczywiście najbardziej nieprzyjemny czynnik – gorączkę. Jakże był 'uradowany' kolejnym dniem współistnienia ze swoim rozgrzanym przyjacielem. Zdecydowanie nie chciał już być chory. Spojrzał pustym wzrokiem na sufit nad swoją głową.
- 'Jeden zaciek, drugi zaciek, trzeci zaciek, czwarty zaciek...'
Nie dane mu było dokończyć cichego liczenia tynkowych ozdób, bo najwyraźniej jego szept wyrwał Heiwajimę ze snu. Ale wbrew przewidywaniom Izayi, spojrzenie które otrzymał, nie było ani wściekłe, ani zirytowane. Bardziej ciekawskie.
- Można wiedzieć co Ty robisz? - zapytał.
- A można wiedzieć po co chcesz wiedzieć? - odpowiedział. Tak, Izaya zdecydowanie nie potrafił odpuścić okazji na zdenerwowanie Heiwajimy - zbyt kuszące by się oprzeć, zbyt ciekawe by uciekać.
- A można wiedzieć, po co pytasz po co chce wiedzieć, skoro wiesz, że mnie tylko wkurzysz? - Pat. Totalny pat. A wydawało się, że Shizuo zawsze jest na przegranej pozycji, jeśli chodzi o walkę werbalną. Głos blondyna nadal był lekko zaciekawiony i spokojny, co skłoniło Izayę, do wewnętrznego poddania.
- Badam stabilność Twojego mieszkania – odpowiedział na pierwsze pytanie - na wypadek gdybym postanowił je wysadzić muszę wiedzieć jakiej wielkości bomby użyć, żeby nie zniszczyć całego budynku.
- Aha. I robisz to w środku nocy, bo?
- Bo liczę się z tym, że w dzień mógłbyś to zobaczyć, co zresztą zrobiłeś, więc wiesz, czego możesz się spodziewać- poczuł, że traci grunt pod nogami, przez nad wyraz spokojne zachowanie Heiwajimy. Był zupełnie odsłonięty, więc konieczny był odwrót. - Wiesz już, co może Cię spotkać, więc nie ma sensu utrzymywać konspiracyjnego nastroju. Wracam do spania.
Odwrócił się do niego plecami i ułożył na prawym boku gotowy do snu. Mimo, iż wiedział, że sen nie nadejdzie, chciał utrzymać pozory osoby w świetnej formie. Zamknął oczy i nasłuchiwał ruchów blondyna. Szybko jednak powrócił do poprzedniej pozycji, świadom, że Shizuo nie zamierza wracać do spania, co prowadziło do kolejnego wniosku – wiedział, że kłamie. Izaya musiał przyznać w duchu, że jego wrodzone łgarstwo było powszechnie znane i w większości wypadków sam by sobie nie uwierzył, ale wszyscy wiedzieli, że każde kłamstwo ma w sobie cząstkę prawdy i głównie dlatego Izaya ciągle żył. Problem tkwił w tym, że Heiwajima zawsze 'wierzył', choć to zbyt dosadne słowo, łapał się na słowa informatora, bez poddawania ich w wątpliwość, właściwie wszystko można było mu powiedzieć, a następnie spodziewać się gradu automatów. Zarówno prawda jak i jej przeciwieństwo z ust Izayi wydobywały się w ten sam sposób, choć ta pierwsza zdecydowanie rzadziej znajdywała drogę do wolności. Dlatego teraz podwójnie zdziwiony zastanawiał się jak ta para złocistobrązowych oczu zachowywała całkowity spokój.
- Coś nie tak, Shizu-chan? - zapytał ze słodkim uśmieszkiem.
- Jak nie możesz spać to po prostu powiedz. - odpowiedział Heiwajima.
- A co Shizu-chan, wyjmiesz czarodziejską różdżkę i przepędzisz wszelkie koszmary i zło tego świata?
Izaya poczuł rosnącą irytację. 'Ciotka dobra rada się znalazła! Co on sobie w ogóle myśli, że kim on jest? Że ktoś go potrzebuje?!' - w momencie, w którym o tym pomyślał poczuł się dziwnie, jakby mimo tego, że jest Panem i Władcą, tego typu obraza nigdy nie powinna opuścić jego ust i właśnie w tej chwili dziękował swojemu opanowaniu, że nie powiedział tego głośno. Najwyraźniej konflikt wewnętrzny odbił się w jakimś stopniu na jego zewnętrznej masce, bo usłyszał cichy głos Heiwajimy, pytający-wszystkowporządkujący głos. I to był gwóźdź do trumny, bo w momencie w którym go usłyszał, w środku poczuł, że płonie. Jak inaczej ukryć przychodzące zrozumienie, że obaj są tak samo światu udręką i nikt ich nie potrzebuje?
- Mógłbyś przestać z tym udawanym zainteresowaniem, Shizu-chan? Bo to nawet śmieszne nie jest. Obaj doskonale wiemy, że najchętniej wykończyłbyś mnie podczas snu i tylko Tobie wiedzieć, czemu jeszcze tego nie zrobiłeś, ale nie zadawaj mi głupich pytań, nie interesuj się moim stanem, ani fizycznym, ani psychicznym – z każdym zdaniem Izaya coraz bardziej tracił opanowanie i podnosił głos – nie trudź się na denne frazesy i przestań udawać, ze zależy Ci na mnie i mo...
Nie dane było mu dokończyć. Słowa zostały skutecznie zablokowane przez silne, rozpalone usta blondyna, które sprawnie badały strukturę i smak chłodnych wargi Izayi, jednocześnie je zwilżając i przekazując przyjemne ciepło. Wiele bardzo długich sekund upłynęło, zanim przyjemność ta dobiegła końca. Jeśli był to tylko sposób na powstrzymanie słowotoku bruneta, to trwało to zdecydowanie za długo, obaj o tym wiedzieli. Heiwajima odsunął się nieznacznie od chłopaka i przyjrzał mu się uważnie. Kąciki jego ust bardzo delikatnie uniosły się w górę, oddając w ten sposób dzikie zadowolenie ich właściciela z oglądanego widoku.
- Nie gadaj tyle, pchło – wyszeptał delikatnie do ucha chłopaka, przesuwając językiem wzdłuż chrząstki – i wracaj do spania.
Znów się odsunął, rzucił mu jeszcze jedno krótkie spojrzenie, odwrócił się i ułożył z powrotem do snu. Świadom szoku malującego się na twarzy bruneta, uśmiechnął się do siebie i zostawiwszy go samemu sobie w osłupieniu, zasnął.

piątek, 18 października 2013

Rozdział 5

Zacznę od kwestii odpowiedzi na komentarze.
Asuna - rzeczywiście może nieco pospieszyłam się z oznaczeniem dla dorosłych, ale to dlatego, że pierwotny plan nie zakładał wielorozdziałowego rozwoju zdarzeń, co nie zmienia faktu, że gdzieś w przyszłości coś bardziej pikantnego się wydarzy :D
Kitty Kou - planuje dodawać notki w ciągu weekendu. Nie jestem w stanie obiecać, że zawsze będzie to ten sam dzień, ale wstępnie powinien to być piątkowy wieczór :)

Otworzył drzwi do mieszkania obładowany workami i pudłami tak bardzo, że niewiele widział. Powitało go zimne powietrze wlatujące przez otwarte okno. Wszedł do salonu, gdzie zastał Izayę oglądającego jedną z najnowszych telenoweli brazylijskich. Zapomniał już o przeciągu, który planował zniwelować, kiedy przyjrzał się uważniej chłopakowi. Nigdy nie widział u nikogo bardziej znudzonej miny, a to, że nawet nie próbował tego ukryć sprawiło, że na twarzy Shizuo pojawił się delikatny uśmiech.
- Po co to oglądasz, skoro Cię to nie interesuje? - zapytał kładąc przyniesione rzeczy na podłodze koło kanapy, aby ułatwić brunetowi wyjmowanie znajdujących się tam przedmiotów.
- Najnowsze trendy pospolitej ludności, nawet jeśli są śmiertelnie nudne, to czasem się przydają. - Izaya uśmiechnął się chytrze – Ale skoro w końcu przyniosłeś mi mój sprzęt, będę mógł się bez reszty zająć czymś o wiele ciekawszym.
- Nawet nie chce mi się pytać po co Ci to wszystko. - odpowiedział mu sarkastycznie blondyn – Jak w ogóle zamierzasz korzystać z klawiatury? - zapytał wskazując na zabandażowaną dłoń chłopaka.
- Oj, nie martw się o mnie tak bardzo, przecież sobie poradzę – Izaya drażnił go jednocześnie machając do niego zranionym nadgarstkiem.
- Widzę, że jednak nie próbowałeś uciekać. - Shizuo zmienił temat, głównie po to, żeby ograniczyć rosnące zakłopotanie.
- Zbyt kuszące jest zbieranie informacji o Tobie, kiedy wiem, że nic mi nie zrobisz, więc odpuszczenie takiej okazji jest bez sensu. - powiedział z słodką miną. Nie wspomniał jednak o marnych próbach podniesienia się z kanapy, z których wszystkie kończyły się kilkuminutowymi zawrotami głowy, co odwiodło go całkowicie od zamiarów wyjścia przez okno i udania się do własnego mieszkania. Ważne, że Heiwajima tego nie widział.

- Shizu-chan, co tam robisz?
Shizuo czuł wszechogarniającą wściekłość. Izaya zadał to pytanie 17 razy w ciągu 5 minut, a cierpliwość blondyna nie była zbyt wytrzymała. Stwierdził, że ignorowanie go może okazać się gorsze niż odpowiedź, dlatego wychylił się z kuchni z zamiarem wygarnięcia mu jego interpretacji 'siedzenia cicho i nieprzeszkadzania'. Zmienił jednak zdanie, kiedy na kanapie zobaczył chłopaka trzymającego się za brzuch i kaszlącego w koc, w celu stłumienia tego odruchu. 'Za cholerę nie przyznasz się do swojego stanu. Co Ci to da?' - pomyślał Shizuo. Izaya chciał koniecznie wrócić na swój teren, nie czuć się ograniczony, znów być panem sytuacji, a już na pewno nie pokazywać słabości największemu wrogowi. Zamierzał znów ułożyć się na poduszkach, kiedy poczuł rozdzierający ból zatok. Jego twarz wykrzywił grymas. Pocierał kciukiem i palcem wskazującym okolice skroni, chcąc rozmasować bolące miejsce, jednak nie przynosiło to żadnego efektu. Shizuo stwierdził, że brunet nie jest świadomy bycia obserwowanym. Czuł się dziwnie widząc go tak bezbronnego, a jednocześnie tak bardzo walczącego o odzyskanie kontroli nad własnym ciałem. Postanowił dać mu czas na odzyskanie rezonu. Cofnął się do kuchni i zaczął mówić zanim jeszcze był widoczny.
- Męczę się, żeby przytargać Ci herbatę – odpowiedział na wcześniej zadane kilkakrotnie pytanie w dość łagodny sposób, jednak zachowując odrobinę złośliwości.
- Zatrutą? - zapytał z uśmiechem Izaya.
- Szkoda, ale nie. Za długo już się z Tobą męczę, żeby teraz Cię tak łatwo wykończyć – tak jak podejrzewał, maska wróciła na swoje miejsce, choć dziwił się jak brunetowi się to udaje. Jeszcze kilka sekund wcześniej krzywił się z bólu, a teraz na twarzy ma tylko cwany uśmiech i czujne oczy. Szacunek. Właśnie to poczuł. Nieco wbrew sobie, ale jednak. Odrobina szacunku dla Izayi.
- Co Cie tak pochłonęło, Shizu-chan? - zapytał informator widząc zadumę Heiwajimy.
- Co? Nic. Pij te herbatę, bo Ci wystygnie – zbył go szybko i wrócił do kuchni.
Izaya tylko uśmiechnął się pod nosem popijając gorący napój. Nie wiedział, co dokładnie ugryzło blondyna, ale najwyraźniej wprowadził w jego życie trochę zamętu, czyli wszystko było na swoim miejscu.

Zaklął. Wszedł właśnie do łazienki, unikając w ten sposób zaciekawionego wzroku Izayi. Był zły, naprawdę zły, że pozwolił sobie na jakieś pozytywne uczucie wobec tego małego pasożyta. To się nigdy nie powinno stać, nigdy nie powinien widzieć go w taki sposób, nigdy.... Ochłonął. To nie na swoje uczucia był wściekły, ale na to, że pozwolił im odbić się na jego naturalnym zachowaniu. Wziął trzy głębokie oddechy, po czym opuścił pomieszczenie. Spojrzał na zegar. Spędził tam jakieś trzy minuty, ale kiedy ponownie znalazł się w salonie zobaczył Izayę na dobre pogrążonego we śnie. 'Może udaje?' - pomyślał. Nie zdziwiłoby go, gdyby zamierzał w ten sposób obserwować zachowanie blondyna, ale Orihara nigdy świadomie nie pozwoliłby sobie wyglądać bezbronnie, tak jak wyglądał teraz. Oddychał krótko i niespokojnie przez rozchylone wargi. Heiwajima zbliżył się do niego. 'Musi być wycieńczony' – pomyślał nieco z troską, o którą by się nigdy nie podejrzewał, ale też nie zwrócił na to uwagi. Pochylił się nad brunetem i instynktownie wyciągnął rękę w kierunku jego głowy, jednak kiedy poczuł jak bardzo gorące było jego czoło, szybko ją cofnął. Jego stan się pogorszył. Zdecydowanie pogorszył. Wyjął telefon i wybrał numer. Musiał poprosić Shinrę, żeby przyspieszył swoją dzisiejszą wizytę.

Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Pamiętał tylko jak bardzo było mu gorąco, a potem tylko ciemność. W tej chwili wcale nie czuł się lepiej. Usłyszał stłumione głosy, gdzieś niedaleko. Rozpoznał podekscytowany, niemal dziewczęcy głos Shinry i szorstkie, niejako warkliwe dźwięki wydobywające się z gardła Shizuo. Ciekawe. Pewnie było z nim gorzej niż myślał i wymagał interwencji lekarza. 'Aż tak się o mnie martwisz, Shizu-chan? - jego twarz pokrył asymetryczny uśmiech. Doprawdy ciekawe.' Ah, jak on nie cierpiał być pomijany.
- Może uwzględnilibyście mnie w tej rozmowie? - powiedział trochę w pustą przestrzeń, ale usłyszał jak rozmowa się urywa, a zza ściny wyłania się niski okularnik, a zaraz za nim spokojnie kroczy wysoki blondyn.
- No nareszcie się obudziłeś! - zaczął z wyrzutem Kinshitani – wiesz, mam wielu innych pacjentów poza Tobą i nie mogę sobie tu siedzieć i czekać, aż wyzdrowiejesz, tylko dlatego, że żaden z was mnie nie słucha – spojrzał wymownie na Heiwajime.
- A od kiedy to moja wina, że nie sposób zatrzymać go w łóżku? - oburzył się blondyn.
- A kto tu jest silniejszy? - wytknął mu lekarz – poza tym jak można choremu pozwolić bawić się sprzętem, który wydziela fale energetyczne osłabiające organizm? - obaj spojrzeli na niego jak na wariata, ale niezrażony tym faktem lekarz kontynuował - Zostawiłem lekarstwa dla niego, a widzę, że nie wziął nawet jednego. I czemu go w ogóle nie pilnujesz? Przecież on może w każdej chwili uciec, skoro Ty sobie po prostu wychodzisz z mieszkania!
- Ej, co to tylko moja wina, a on święty jest czy co? Poza tym … -zaczął się bronić, ale nie było mu dane skończyć.
- Przepraszam, że Wam przeszkadzam – zaczął Izaya dotąd pominięty w rozmowie – ale zdaję się, że jestem pełnoletni i mogę robić co chce. Teraz ja mówię – rzucił ostro widząc otwierającego buzię Shinrę. -Nie jestem dzieckiem, żeby zaszkodziło mi korzystanie z komputera, a muszę się czymś zająć, skoro nie mogę stąd wyjść – albo oszaleję, dodał w myślach – więc z łaski swojej przestań mi matkować i daj mi lepiej coś co pozwoli mi szybko wrócić do zdrowia.
Spojrzeli na niego lekko zdziwieni, potem na siebie, żaden nie chciał zacząć mówić – Izaya był delikatnie mówiąc zirytowany, a ponieważ żaden z nich nie miał okazji go takiego zobaczyć, teraz niespecjalnie wiedzieli jak się zachować.
- Masz wysoką gorączkę, która zamiast ustępować, nasila się – zaczął Shinra – musisz odpoczywać, nie żartuje – dodał widząc kpinę na twarzy chłopaka - bo się wykończysz. Bierz leki, ale one same Cię nie wyleczą, jeśli będziesz się narażał. Poza tym - dodał widząc Izayę tłumiącego kaszel – żadne objawy Ci nie przejdą w ciągu kilku godzin. Nie jestem w stanie Cię do niczego zmusić, pewnie nikt tego nie potrafi – mówiąc to zerknął na Heiwajime – ale jeśli o siebie zadbasz, to szybciej wyzdrowiejesz. Zacznij od zamknięcia tego okna.
Lekarz powiedział, co miał do powiedzenia i zebrał się do wyjścia.
- Dziękuje – zaczął Izaya przepraszająco, czym zatrzymał w miejscu odchodzącego przyjaciela – Serio, dzięki Shinra.
- Spoko, nie ma sprawy, taką mam pracę. - otworzył drzwi wyjściowe i na odchodnym rzucił – Dbaj o siebie.
W pokoju zapanowała niezręczna cisza. Przerwał ją niższy chłopak.
- To ja wrócę do tego łóżka...
Ale zanim jeszcze zrobił krok, zachwiał się. Nie upadł tylko dzięki silnym ramionom blondyna, który wziął go na ręce i zaniósł do sypialni.
- Dzięki. - powiedział Izaya, kiedy Heiwajima okrywał go kołdrą. Powinien tak leżeć, ale nie mógł zapomnieć o pracy. Pewne osoby ciągle wymagały poznania i znalezienia. I to szybko.
- Shizu-chan, przyniósłbyś mi laptopa?
W odpowiedzi dostał tylko dalekie od pobłażliwości spojrzenie.

piątek, 11 października 2013

Rozdział 4

Obudził się czując ciepło na swojej twarzy. Kiedy otworzył oczy oślepiło go światło wschodzącego słońca przebijające się przez wąskie okno. Właśnie – wąskie. To nie było jego okno, a o ile dobrze pamiętał, nie kazał zamurować połowy okien w swojej sypialni, ani zmieniać koloru ścian. Nie był u siebie. 'Brawo za dedukcję, geniuszu! - sarkastycznie pochwalił się w myślach – to było bardziej niż oczywiste, a Ty przetwarzałeś to jak surowego ziemniaka'. Przytłoczony swoją ociężałością psychiczną, dopiero teraz poczuł jak bardzo boli go głowa, a ciało okazało się dziwnie ciężkie. Podniósł się delikatnie i odnotował coś jeszcze bardziej nienaturalnego – nie był w łóżku sam, a na jego brzuchu spoczywała męska dłoń. Wyczuł, że coś próbuje wydostać się z jego płuc. Zakaszlał ciężko i omal się nie zakrztusił jednocześnie rejestrując, kim jest obce ciało dzielące z nim sypialniany mebel. Gdyby miał na to siłę, prawdopodobnie wyskoczyłby z łóżka albo przynajmniej krzyknął, ale ani zatkany nos, ani niespokojne płuca nie pozwoliłyby na taki zabieg, więc od razu go zaniechał. Teraz bardziej zainteresowany niż przerażony pochylił się nad śpiącym jeszcze blondynem. Nigdy nie miał okazji oglądać jego beztroskiego wyrazu twarzy, więc teraz korzystał rejestrując każdy detal. Jego badania przerwała kolejna fala kaszlu, którą ledwo powstrzymał od uderzenia prosto w nos Heiwajimy, odwracając się i amortyzując odgłos poprzez chowanie głowy w poduszkę. Jednak dźwięk ten zaalarmował pogrążonego we śnie chłopaka na tyle, że zerwał się gwałtownie. 'Cudowny widok – pomyślał z uśmiechem Izaya obserwując zmieniający się wyraz twarzy Shizuo – skoro już sobie uświadomił co i jak, to czas zadać kilka pytań'.
- Dzień dobry Shizu-chan! - zawołał wesoło – to może mi powiesz dlaczego tu jestem – miał na myśli mieszkanie – i dlaczego tu jestem? – zaakcentował określenie miejsca wskazując na łóżko.
Blondyn speszył się nieco, bo zeszłej nocy nie przyszło mu do głowy, żeby przygotować odpowiedzi na pytania, które Izaya niewątpliwie by zadał.
- Jesteś tu – odpowiedział wskazując na mieszkanie – bo zabrałem Twoje rozpływające się flaki z ulicy i pozwoliłem Shinrze je poskładać właśnie tutaj. A jesteś tu – wskazał na łóżko – bo gdzieś trzeba było pozwolić Ci spać.
Uradowany, że jakoś z tego wybrnął zaczął wstawać, kiedy kolejne pytanie zatrzymało go w miejscu.
- A dlaczego jestem tu – również wskazał na łóżko – razem z Tobą?
- Dlatego, że ja też muszę gdzieś spać, a tak się składa, że to moje łóżko.
Shizuo zaczynał się złościć. W końcu nikt nie lubi odpowiadać na niewygodne pytania, a świadomość, że każdy wyraz może zostać użyty przeciwko niemu tylko podsycała uśpioną bestię.
- A dlaczego „zbierałeś moje flaki z ulicy”? - zacytował go Izaya, świadomy że wprawia go w zakłopotanie.
- Dlatego, że na tyle jestem człowiekiem, by cieszyła mnie moja zemsta na Izayi składającego się z głównie z wredoty i chamstwa, a nie Izayi składającego się z gorączki i kaszlu!
Niemal wykrzyczał mu to w twarz. Przez ułamek sekundy wydawało mu się, że mimo uśmiechu w oczach Izayi pojawił się smutek, ale równie szybko zniknął. Dreszcz przeszył jego ciało, kiedy zorientował się jak podle go potraktował, nawet jeśli była to pijawka. Przerwał rozmyślania, kiedy zobaczył chłopaka podnoszącego się z łóżka chwiejnie i z grymasem na twarzy.
- A Ty dokąd? Wracaj tu! - krzyknął Shizuo i chciał go chwycić za rękę, ale Izaya sprytnie się wywinął. Mimo choroby zachował odruchy obronne i był sobie za to niezwykle wdzięczny.
- Wracam do domu, Schizu-chan. Mam dużo pracy, a nawet gdyby nie to, to i tak nie zamierzam dłużej siedzieć Ci na głowie, nawet jeśli wyrażasz na to wątpliwe chęci. Gdzie są moje ciuchy? - Izaya silił się na obojętność i naturalny ton, ale było to dość trudne przy tak słabym samopoczuciu.
Shizuo zdążył już wyskoczyć z łóżka i pędzić za Izayą, który popisywał się niesamowitą koordynacją w ucieczce.
- Izaya stój do diabła!
- Dobra, zapomnij o tych ciuchach, wezmę sobie coś Twojego i znikam – otworzył szafę złapał pierwsze spodnie i bluzę, które znalazł. Ale kiedy się odwrócił stanął twarzą w twarz z blondynem. - Przepuść mnie z łaski swojej, Shizu-chan.
- Po moim trupie. Wracasz do łóżka. - oznajmił, po czym podniósł chłopaka, przerzucił go sobie przez ramię i zaniósł do sypialni.
Izaya zwisał bezwładnie i czując zbliżającą się kapitulację zaczął palcem rysować tylko sobie znane wzory na plecach Heiwajimy.
- Co robisz? - spytał właściciel ów pleców.
- Rysuję - padła spokojna odpowiedź.
'Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Mogłem nie zaczynać.' - pomyślał Shizuo. Położył chłopaka na pościeli i wyczuwając podstęp zapytał:
- Mam Cię przywiązać?
- No proszę, jednak s&m Cię kręci, Shizu-chan – z jego twarzy nie schodził uśmiech – dobra, koniec zabawy, ja naprawdę muszę już iść, więc do zobaczenia!
Zaczął się podnosić, kiedy silne ręce przygwoździły go do pościeli.
- Dotrze do Ciebie w końcu, że nie masz dość siły, żeby się szwendać, że jesteś na to zbyt słaby?
- Ale ja się świetnie czuję, Shizu-chan.
- Udowodnij, to Cię puszczę.
- Ale co?
- Udowodnij, że czujesz się dobrze i wychodząc stąd nie narazisz swojego zdrowia.
- Niby jak? Przecież mówię, że czuję się świetnie.
- Uważaj, bo uwierzę. Jeśli w ciągu 10 minut nie będzie oznak choroby, to pozwalam Ci iść.
- Dobra, zaraz wrócę do domku.
Izaya uśmiechnął się pewnie, jednak już po minucie jego organizm zbuntował się, a wstrzymywany kaszel dał o sobie znać ze zdwojoną siłą. Shizuo puścił jego ręce i odsunął się nieznacznie czekając, aż jego płuca pozwolą mu odetchnąć. A kiedy to nastąpiło powiedział:
- Skoro to już ustalone, to właź pod kołdrę.
- Ale ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć! - zawołał za odchodzącym chłopakiem – nigdy nie jestem w łóżku dłużej niż podczas snu. Pozwól mi przynajmniej siedzieć w salonie – powiedział to niemal błagalnym tonem.
Shizuo spojrzał na niego w taki sposób, że nie mógł rozszyfrować czy się zgodzi.
- Dobra, ale siedzisz cicho i mi nie przeszkadzasz. Czekaj tu, przyniosę Ci coś do ubrania.
- Zgoda – wyraźnie się rozweselił.
Heiwajima doskonale wiedział, że słowo bruneta jest warte tyle, co stare skarpety, a o świętym spokoju może zapomnieć.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy? - dopytał Izaya.
- Mam urlop, więc nie masz co liczyć na szansę ucieczki – powiedział i wyszedł z pokoju.

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 3

Nie wiedział jakim cudem znaleźli się w jego mieszkaniu. Działał zupełnie polegając na swoim instynkcie, a wtedy myślał tylko o tym, by jak najszybciej zabrać Izayę z deszczu. Położył bruneta na swoim łóżku, uprzednio pozbawiając go mokrego odzienia. Chłopak mimo nieprzytomności trząsł się na całym ciele. Shizuo założył mu swój podkoszulek, przykrył go dokładnie kołdrą, po czym wyjął swój telefon i zadzwonił do Shinry.

- Serio, wiele się w życiu naoglądałem, ale nigdy bym nie przypuszczał, że nadejdzie dzień, kiedy zamiast się zabijać, będziecie sobie ratować życie - monolog zdziwionego lekarza zaczynał lekko działać Heiwajimie na nerwy.
- Shinra, z łaski swojej zajmij się nim, zamiast skupiać się na duperelach.
- Jasne, no przecież wiem, ale to po prostu interesujące...
- Jeszcze jedno słowo, a przyrzekam, że Cię uduszę – przerwał mu znowu jasnowłosy.
Lekarz odwrócił się znów w stronę pacjenta, tym razem z lekko obrażoną miną.
- Ma 42° stopnie gorączki, zapalenie płuc i wyziębiony organizm – powiedział Kinshitani kładąc zimny okład na czole chorego – będzie musiał kilka dni poleżeć w łóżku i czy Ci się to podoba czy nie, zostanie tutaj, a Ty będziesz pilnował żeby nie uciekł – widząc zbliżający się protest ze strony blondyna, szybko dodał – po pierwsze dlatego, że jest w zbyt złym stanie żeby ryzykować jego życiem przy przenoszeniu, a po drugie dlatego, że nie potrafię sobie wyobrazić nikogo innego, kto będzie potrafił go zatrzymać w mieszkaniu, kiedy się obudzi – 'Albo kto tak go do tego podkusi' -pomyślał z przekąsem.
Zaaplikował dożylnie kilka leków, po czym zaczął przyglądać się dłoni nieprzytomnego chłopaka.
Shizuo, wciąż nieco podirytowany, dopiero teraz zauważył dość głębokie rozcięcie pod lewym kciukiem bruneta, ciągnące się aż na jego nadgarstek. Czuł coś dziwnego, jakby poczucie winy, że do przybycia lekarza nie owinął choć prowizorycznie zranienia. 'Idiotyzm! - upomniał się w myślach – to tylko głupie skaleczenie.' Ale widząc okularnika oczyszczającego ranę, a następnie bandażującego dłoń chłopaka, poczuł lekki skurcz żołądka.
- Wiesz Shizuo – zaczął Shinra – on się nie doprowadził do takiego stanu w przeciągu godziny. Musiał się źle czuć przynajmniej od wczoraj. Nie wiesz co się mogło stać?
- Nie mam pojęcia i wiedzieć nie chcę. - zastanowił się chwilę – Goniłem go wczoraj, rozlało się, więc wróciłem do domu, ale to była chwila. Nie wiem, co on robił tyle czasu, żeby skończyć w taki sposób, chociaż mogę zgadnąć, że rujnował komuś życie i deszcz go w końcu wynagrodził? - zadał sarkastyczne pytanie retoryczne, ale widząc poważną minę doktora przestał się uśmiechać.
- Cieszę się, że Cię to bawi, ale on mógł umrzeć, wiesz? Zresztą te wasze głupie zabawy, tak czy inaczej, wprowadzą was do grobu. Wpadnę jutro zobaczyć jak się czuje, do tego czasu się nie pozabijajcie. Pilnuj go – rzucił na odchodnym i zamknął za sobą drzwi.
Shizuo został sam. Nie spuszczał wzroku z Izayi, wyglądał tak delikatnie i niewinnie, tak nienaturalnie. Brakowało tego uśmiechu, brakowało denerwujących komentarzy, brakowało... Izayi. Brunet poruszył się, ale nie obudził. Mruknął coś pod nosem. Shizuo zbliżył się, zobaczył drżące z zimna ciało chłopaka, sięgnął po koc i okrył go, jednak chwilę później chłopak nadal się trząsł. Blondyn nie wiedział, co robić, miał o niego zadbać, więc zostawienie go samemu sobie nie wchodziło w grę. Jego umysł podpowiedział mu rozwiązanie, jednak ten szybko odrzucił od siebie taką możliwość. Spojrzał jeszcze raz na informatora. Zrzucił z siebie koszulę i zdjął spodnie. Wszystkie jego mięśnie się napięły. Nie wierzył, że to robi. Wsunął się pod kołdrę i zbliżył do chłopaka. Skrzywił się czując jak bardzo zmarznięty był brunet. Ostrożnie przyciągnął go do siebie i delikatnie przytulił. Miał wrażenie, że tuli kostkę lodu. Nie wiedział, czy to zadziała, ale chciał chociaż trochę go ogrzać. Kilka minut później zobaczył jak się uspokaja, jak powoli zanurza się w jego objęciach.
- Shizu-chan... - mruknął nieświadomie Izaya.
Heiwajimę zamurowało. 'Obudził się?' - pomyślał, ale słysząc miarowy oddech przy swojej szyi stwierdził, że to niemożliwe. Jeszcze chwile zastanawiał się, dlaczego Izaya miałby myśleć czy śnić właśnie o nim, ale nie znajdując sensownego wyjaśnienia, objął go nieco mocniej i zasnął.

piątek, 6 września 2013

Rozdział 2


Zabawne jak życie nie lubi stosować się do próśb i czczych życzeń. Taka była pierwsza myśl Izayi zaraz po przebudzeniu, kiedy to jego chłodne zazwyczaj czoło okazało się nienaturalnie rozpalone. Zaklął pod nosem. Ból głowy od poprzedniego wieczoru tylko się nasilił, a jego ogólne samopoczucie dalekie było od codziennego nastroju.
- Kur... - zakaszlał – nawet poprzeklinać w spokoju nie można.
Po chwili zaśmiał się pod nosem. 'Nawet mój organizm się burzy przeciw wulgaryzmom.' W końcu to nie było w jego stylu i żadna choroba nie może tego zmienić. Postanowił, że ani kaszel, ani gorączka nie będą w stanie zatrzymać go w domu, a pozostanie z dala od sprawdzonych metod walki z przeziębieniem będzie najlepsze w jego przypadku. Ot tak da pstryczka w nos chorobie i wyzdrowieje ciągle narażając swoje zdrowie. Kiedy jednak spróbował się podnieść z łóżka, a pierwszym co poczuł były zawroty głowy, zaczął jednak zastanawiać się nad pozostaniem wśród ciepłej pościeli. Szybko odgonił od siebie te myśli, przypominając sobie o pracy, którą musi wykonać, o człowieku, którego musi znaleźć. Nie ma czasu na odpoczynek. Wstał z łóżka w obawie, że jego organizm odmówi mu posłuszeństwa i skierował się do kuchni. Zaparzył bardzo mocną kawę i w stanie surowym, nie dodawszy do niej ani mleka, ani cukru, wypił dwa kubki tego specyfiku. O dziwo, nie poczuł się ani odrobinę lepiej. Skrzywił się na swój stan i przeklinając swój upór i masochistyczne zapędy, wrócił do sypialni, gdzie patrząc tęsknie na łóżko, szybko się ubrał, a następnie czym prędzej opuścił mieszkanie.

Czuł, że dziś będzie dobry dzień. Przynajmniej dopóki nie spotka Izayi. Po zeszło nocnej ulewie nie było ani śladu, a słońce leniwie podnosiło się zza horyzontu. Shizuo lubił taką pogodę. Wyszedł na balkon i paląc papierosa spoglądał w kierunku ogromnej kuli ciepła. Zaciągnął się świeżym powietrzem i z zadowolonym wyrazem twarzy wrócił do pokoju. Ciągle ciesząc się ładną pogodą, pomyślał, że może dziś będzie na tyle dobry dzień, że Izaya 'zapomni' pojawić się w Ikebukuro. Kto wie. Ubrał się i wyszedł do pracy.

Zbliżał się wieczór, a on nic nie załatwił. Zupełnie nic. Był w na tyle beznadziejnym stanie, że nie mógł nikogo wypytać o oprychów, ani o ich szefa, bo zwyczajnie zostałby wyśmiany i co gorsza pokazałby jak bardzo jest słaby. Na widnokręgu pozostała już tylko różowa pręga, która szybko pokrywała się chmurami. Izaya miał nadzieję, że jest to zachmurzenie typowo nocne, a nie deszczowe. Same te obawy wywołały potężne kichnięcie, od którego zgiął się w pół. 'Pieprzone choróbsko – zaklął, jednocześnie zdając sobie sprawę, że od kiedy zachorował, zaczął przeklinać – Zabawne.' Wolał myśleć, że padać nie będzie, bo musiał jeszcze zajrzeć do Ikebukuro, nie tyle żeby podręczyć Schizu-chan (bo nawet na to nie miał ochoty), ale żeby rozejrzeć się za idiotami, którym pozwolił się wczoraj oddalić. Skoro i tak spędził cały dzień poza domem, to nie zaszkodzi sprawdzić też to, a zaraz jak skończy wróci do łóżka i chociaż trochę przygasi grasujące w nim wirusy. Ruszył w stronę słynnej dzielnicy pierwszy raz modląc się, aby nie spotkał Heiwajimy.

Shizuo skończył pracę dokładnie w momencie, w którym zaczęła się ulewa. Przeklinając pod nosem ruszył w stronę mieszkania, zatrzymując się co jakiś czas pod zadaszonymi sklepikami, by uniknąć chociaż trochę nadmiaru wody spadającego na jego głowę. Stojąc pod jednym z nich rozejrzał się po okolicy. Jego uwagę przyciągnęła niewielka postać siedząca pod ścianą w zaułku. Wyglądała zupełnie jakby nie była świadoma moczącego ją deszczu. Ponieważ jego ludzkie odruchy były o wiele silniejsze niż był o to posądzany, postanowił ów osobie pomóc. Jeszcze nie wiedział jak, ale przecież nie przejdzie obojętnie. Podbiegł do zaułka osłaniając głowę kamizelką i stanął nad osobnikiem. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy i pierwszym, co go lekko wmurowało w podłoże, była bluza z białym futerkiem wokół kaptura. Szybko odgonił natłok myśli i stwierdziwszy, że to zwykły przypadek, a ta osoba, to na pewno nie TA osoba, wyciągnął rękę w jego kierunku i zdjął kaptur z głowy. Jego szok był delikatnie mówiąc ogromny. Kiedy przeszła pierwsza fala zdziwienia zaczął się zastanawiać, co Izaya robi w zaułku, przemoczony i jakby nieświadomy padającego deszczu. Dopiero po chwili zorientował się, że kleszcz wyglądał nieco nienaturalnie – jego policzki były lekko zaróżowione, a oddech wydobywający się z jego ust był ciężki i nieregularny. Nie wiedział, co robić, po prostu nie miał pojęcia jak zareagować.
- Izaya, durniu, obudź się! - powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, ale widząc brak odzewu przełamał się i dotknął jego czoła. Wyczuł jak bardzo było rozpalone i zrozumiał, że nie jest to kolejna z jego nienormalnych zabaw. Izaya nie udawał. Nie zastanawiał się dłużej. Pochylił się i wziął chłopaka na ręce. Zaczął biec, byle dalej od deszczu, byle tylko go od niego uchronić.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 1

Noc. Dokładnie taka jak każda poprzednia. Dokładnie taka jak każda kolejna, według 'normalnego' schematu, powinna wyglądać. Dokładnie taka jak według mieszkańców Ikebukuro była i będzie już zawsze – wrzask, odgłos niszczonego metalu, popłoch i głośny śmiech. Dokładnie taka jak zawsze..., a jednak być może pierwsza z wielu nadchodzących, pierwsza zapowiadająca ciszę.

- Shizu-chan, postaraj się bardziej, bo to się robi nudne! - zawołał wesoło Izaya unikając kolejnego automatu lecącego w jego kierunku. Skręcił w jedną z ciemnych alejek słysząc zbliżające się kroki ścigającego go blondyna, jednocześnie spoglądając w kierunku nieba. 'Zanosi się na deszcz – pomyślał – czas kończyć zabawę.' Wiedział, że Heiwajima nie znosi deszczu, więc prawdopodobnie zrezygnuje z pogoni, ale nie odejdzie, jeśli się go odpowiednio wkurzy, więc lepiej zakończyć to na własnych warunkach. Zatrzymał się i uśmiechnął się wyzywająco, przywołując na twarz swoją najbardziej szyderczą maskę. Również i mocno zdenerwowany Shizuo przystanął w niewielkiej odległości, ściskając w dłoni żółty znak ostrzegawczy. 'Co za ironia' – pomyślał Izaya i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Znudziło Ci się uciekanie czy znowu coś knujesz? - zapytał wkurzony blondyn – zresztą po co ja pytam, skoro Ty zawsze coś knujesz – dodał, po czym zamachnął się na niego. Oczywiście nie trafił. Brunet zaśmiał się głośno i już miał obrazić przeciwnika jakąś wyszukaną obelgą, gdy zauważył, że ten spogląda w niebo, a po kilku sekundach odwraca się i odchodzi.
Deszcz. Izaya nie zauważył, kiedy zaczęło tak intensywnie padać. Nie przeszkadzało mu to, kochał krople uderzające o jego ciało, a jeszcze bardziej kochał obserwować uciekających przed nimi ludzi. Ale w tej chwili tracił swoją ulubioną zabawkę, a nie mógł sobie pozwolić na taką przegraną.
- Uciekasz z podkulonym ogonem, Shizu-chan? Nie sądziłem, że trochę wody jest w stanie pokonać słynną Bestię. Gdybym wiedział, nosiłbym ze sobą wiaderko i byłoby po kłopocie! - bezczelnie kpił za odchodzącym blondynem. Widział jak porzucony wcześniej znak ponownie znalazł się w jego ręce, a po chwili wyślizgnął się i zupełnie nie dotarł celu. Orihara znów się zaśmiał.
Shizuo był mokry, zły i zmęczony, a ostatnią rzeczą której potrzebował był drażniący go Izaya.
- A jeb się! - wrzasnął blondyn. Odwrócił się i skierował się do swojego mieszkania.
Izaya stał jak wryty. 'Odpuścił mi? - zastanawiał się jakim cudem Heiwajima zdobył się na takie opanowanie – zaskoczył mnie... Shizu-chan mnie zaskoczył. Zaskoczył mnie!' Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który z każdą sekundą się poszerzał. Stwierdziwszy, że zmókł już na tyle, że kolejne kilka minut na deszczu może zaowocować chorobą, postanowił wrócić do mieszkania, uradowany, że jego ukochana zabawka się nie zepsuła.

Shizuo w końcu stanął przed drzwiami swojego domu. Wszedł do środka i skierował się prosto do łazienki. Spojrzał w lustro tylko po to, by zobaczyć mokre ciuchy oblepiające jego ciało w taki sposób, że każdy mięsień był doskonale widoczny spod materiału. Czym prędzej zdjął je z siebie i wszedł do kabiny prysznicowej. Dopiero kiedy strużki ciepłej wody zaczęły torować sobie drogę od głowy do stóp poczuł się rozluźniony. I dopiero w tym momencie jego złość na Izayę jako winnego jego stanu, przeszła mu całkowicie, kiedy uświadomił sobie, że mimo swojej ogromnej władzy, nie potrafi on przywoływać deszczu. Chyba. W przypadku Izayi nigdy niczego nie można być pewnym.
Już od pewnego czasu potrafił się prawie całkowicie kontrolować, nie tracił opanowania w pracy, ani przy zakupie papierosów, natomiast z bardzo niezrozumiałych przyczyn nie potrafił zapanować nad sobą przy Oriharze. Choć to też nie do końca tak. Nie potrafił się powstrzymać od gonienia go, nie potrafił sobie odmówić rzucenia czymś ciężkim w jego kierunku, ale to bardziej z przekory niż realnej złości. Natomiast całe to bezsensowne ganianie traktował bardziej jak zabawę, która go czasem irytuje i pozwala przynajmniej mieć oko na Izayę, więc w tym czasie nikt niewinny nie ucierpi w jego gierkach. Sam do końca nie wiedział, dlaczego tak jest, ale był pewien, że przestał patrzeć na bruneta jak na osobistego wroga. Przynajmniej po części. 'Po bardzo małej części – dodał w myślach – cząstce, cząsteczce... cholera, nie ważne!'
Izaya bardzo powoli zbliżał się do swojego mieszkania, a to głównie dlatego, że co kilka kroków zatrzymywał się, aby obejrzeć z bliska różnego rodzaju ludzkie dramaty. Właśnie obserwował chłopaka wrzeszczącego z całych sił na swoją dziewczynę, którą obwiniał za bycie bardziej suchą niż on. Tłumaczyła mu uparcie, że z przezorności wzięła ze sobą parasol, lecz chłopak widać był zbyt głupi na logiczne zachowania. W efekcie ów kobietę rzucił. 'Zawiniła byciem inteligentną i rozsądną – pomyślał z rozbawieniem Izaya – ludzie są tacy śmieszni'. Już miał odejść, bo deszcz nie przestawał go atakować, aż nadto obficie, kiedy za swoimi plecami usłyszał strzępki rozmowy, z czego był w stanie wyodrębnić tylko jedno słowo – w sumie jedyne, które go interesowało – 'Heiwajima'. Zaintrygowany podszedł bliżej, zachowując bezpieczną odległość od grupki oprychów.
- Łatwiej będzie go załatwić, kiedy będzie zmęczony po robocie. Poza tym, jeśli zaatakuje go Orihara, to po takiej gonitwie będzie praktycznie bez sił. Wtedy będzie nasza najlepsza szansa. - powiedział wysoki szatyn.
- Trzeba będzie obserwować Oriharę i zwabić go do Ikebukuro w dniu ataku, żeby to wszystko zgrało się w czasie i jednocześnie nie spuszczać oka z tego potwora – tym razem odezwał się piegowaty grubas.
Izaya poczuł rosnącą irytację. 'Taki pacan nazywa mojego Shizu-chana potworem? No szczyt wszystkiego!' Chciał wyjść z ukrycia i ich wszystkich skutecznie unieszkodliwić, kiedy powstrzymało go kolejne zdanie szatyna.
- Mam jutro odebrać cały sprzęt od szefa, więc będziemy mogli od razu rozpocząć obserwację. Powiedzmy, że równo za tydzień się go pozbędziemy.
Izaya poczuł dreszcz przechodzący wzdłuż jego kręgosłupa. 'Zlecenie na Schizu-chana? Ten ktoś wie, co robi. - pomyślał Izaya cichutko się wycofując. – No nic, mam jeszcze tydzień na znalezienie tego kogoś. Chętnie bym ich pośledził, ale... - kichnął – nie mam już dzisiaj na to siły. Jutro się tym zajmę.' Na powrót znalazł się na głównej ulicy. Głowa go rozbolała. Jego zgrabne zazwyczaj ruchy teraz zostały zastąpione nieco chwiejnym krokiem. Zaklął pod nosem, kiedy wszedł w kolejną kałużę. Czuł się coraz gorzej. W końcu dotarł do Shinjuku, wszedł do mieszkania, wziął ciepłą kąpiel, wypił gorącą herbatę i wmawiając sobie, że jutro na pewno poczuje się lepiej, schował się pod kołdrą i zasnął.

piątek, 23 sierpnia 2013

Wstęp

Witam, na wstępie informuję, że jest to blog poświęcony paringowi ShizuoxIzaya, tak więc już w najbliższej przyszłości pojawi się tutaj pierwszy rodział opowiadania z tymi bohaterami właśnie. Z góry informuję, że będzie to historia zawierająca yaoi, dlatego wszystkim, którym to przeszkadza od razu radzę wyjść. Pozostałych (o ile tacy się pojawią :D) z całego serca witam i mam nadzieję, że blog się spodoba. Nie pozostaje mi nic jak tylko życzyć wszystkim ciekawej lektury :)