wtorek, 10 grudnia 2013
Ajjjć...
Po pierwsze strasznie przepraszam, że od tak dawna nic się nie pojawiło, naprawdę bardzo, bardzo mi przykro, ale jestem tak uwalona w robocie, że po prostu nie mam czasu. Po drugie przynoszę połowicznie dobre wieści, mianowicie notka się pojawi - to ta dobra część :D, ale dopiero gdzieś po połowie przerwy światecznej - to jest ta zła część :[ Nie wiem czy jeszcze w grudniu, czy może na początku stycznia, ale gdzieś w tym okresie na pewno wrzucę kolejny rodział :D To jeszcze raz przepraszam i do napisania :D
czwartek, 21 listopada 2013
Rozdział 8
Taa, jakby się tu wytłumaczyć? No nie ma dobrej opcji, wiem. Po prostu przystawiło mi, dokładniej Izaya mi przystawił. Nie wiedziałam jak chce go nakreslić, w jaki sposób przedstawić i codziennie siadając do pisania byłam pewna, że tego dnia dodam notkę, ale niestety tak się nie działo, bo sama nie wiedziałam, jak chcę to napisać. Efekt jest taki, że jest chaos. Sama nie za bardzo wiem, o czym pisałam ten rodział. No, ale jest. Tragiczny, ale jednak :D Przepraszam wszystkich czytających za to opóźnienie i obiecuję się poprawić, słowo harcerza, którym nigdy nie byłam :D Następne notki, będą pojawiać się w niedziele, dlatego, że czasem w piątki, po prostu nie spotykam się z komputerem, stąd też niedziela. Od razu informuję, że nie będzie nowego rozdziału w najbliższą niedzielę, gdyż mam nawał pracy. To tyle informacji. Zapraszam do czytania :)
Ten
dzień był... dziwny. Nic, według Izayi, nie mogło lepiej go
opisać. Kiedy zeszłej nocy okazało się, że nie dane mu będzie
zasnąć ponownie, bez wahania skorzystał z okazji, jaką było
uwolnienie spod ramienia pewnego blondyna i postanowił zabrać się
do pracy. Cicho jak kot zsunął się z posłania, chwycił laptopa i
przeszedł do salonu, w którym w miarę wygodnie ułożył się na
kanapie i owijając się kocem uruchomił komputer. Nie zważał na
czas jak zwykle pochłonięty swoim zajęciem, jednak każdy odruch
senny, chrapnięcie czy głębsze wciągnięcie powietrza przez
osobnika w łóżku, wywoływało w nim uśpione odruchy. Izaya dawno
zapomniał jak to jest odczuwać dreszcz emocji pnący się wzdłuż
kręgosłupa, przy każdej naturalnej zmianie otoczenia. W tej chwili
tę zmianę stanowiła Złotowłosa Śpiąca Królewna. 'Może
bardziej wiercąca się niż śpiąca' – pomyślał z uśmiechem
Izaya. Szybko jednak utracił swoje zadowolenie, kiedy ów panna
zaczęła wykazywać nienaturalną nadpobudliwość. Cóż, w
przypadku Shizuo Heiwajimy wszystko było nienaturalne, ale teraz
nawet jak na niego to było za dużo. Każdy szelest pościeli
stawiał w czujności jego zmysły, raptownie podnosił głowę, a
całe jego ciało się spinało. Nie podobało mu się to, co się z
nim działo. Czemu tak reagował? Teraz bardziej zaintrygowany niż
zirytowany, szukał logicznej diagnozy własnego stanu, której być
może wolałby nie znaleźć. Wniosek: dał się zaskoczyć. Dał się
zaskoczyć, a to się nigdy nie powinno zdarzyć w jego przypadku.
Niedobrze. Mleko się rozlało, ale teraz nie za bardzo może
działać, żeby zminimalizować skutki. Co ten Shizu-chan sobie
myślał? Chciał go uciszyć, może zaskoczyć i zwyciężyć? O co
mu chodziło? Znów usłyszał szelest pościeli. Uśmiechnął się
pod nosem. Może śnił na jawie i dlatego się tak zachował?
Zabawne księżniczko, zabawne. Nie wierć się tak, bo i tak się
nie obudzisz dopóki jakiś niedoszły samobójca nie postanowi
spróbować Cię poskromić. HAHAHAHA – Izaya miał mnóstwo zabawy
wyobrażając sobie, każdego śmiałka ginącego w wyniku uduszenia
przez śpiącego osobnika. A może to zadziałało w drugą stronę?
Może przez ten pocałunek zaśniesz na wieki, Shizu-chan? Pomyśleć,
że sam byś sobie zgotował ten los, ale zachowałbym w tym swój
udział, więc... Mina mu zrzedła, kiedy przypomniał sobie jeszcze
raz te sytuacje. Jak mógł się tak odsłonić, jak mógł opuścić
maskę, jak mógł dać się ponieść emocjom? Co go napadło? Był
zły, ale to i tak nie powinno się nigdy wydarzyć. Był pewien, że
gdyby ktokolwiek inny był wtedy na miejscu Shizu-chana, udałoby mu
się zachować rezon. Ale tak się oczywiście nie stało. I teraz
musiał ponieść dodatkowe konsekwencje. Nie uśmiechało mu się
to. Mało, że Heiwajimie coś odbiło z tym zbliżeniem, to jeszcze
czeka go życie ze świadomością, że opuścił gardę przy swoim
największym wrogu i nie miał pojęcia jak ten może zechcieć to
wykorzystać. Ta myśl wprowadziła zamęt do jego umysłu. Drążąc
głębiej we własnej psychice, doszedł do wniosku, że ostatnio
rzadko określał blondyna swoim zagorzałym wrogiem. Nie myślał
też o nim w pozytywnych kategoriach, ale Heiwajima stał się dla
niego bardziej neutralny niż skonkretyzowany. Co mogło do tego
doprowadzić? Może to, że w trakcie jego choroby ten ani razu nie
próbował go zabić czy zranić dając znać o dość ludzkiej
zresztą cesze – nie kopania leżącego. Na samo wspomnienie
wydarzeń ostatnich dni Izaya zakaszlał sucho. Efekt placebo w
pełnej krasie. A był pewien, że już wrócił do pełni sił. No
może nie pełni – przyznał przed samym sobą – ale sądził, że
odzyskał tak 70-80% sprawności. Jednak okazało się inaczej.
Znowu. Jak on tego nie znosił. Wrócił do swoich rozważań. Może
patrzył na niego inaczej, bo miał okazję przyjrzeć się z bliska
trybowi życia tego głupka. Znów się uśmiechnął. Od kiedy
używał wyzwisk w stosunku do tego pajaca nie żeby go obrazić, ale
ledwie szturchnąć i to bardziej z politowaniem i rozbawieniem? Za
bardzo opuściłeś gardę Izaya – upomniał się w myślach.
Usłyszał o wiele głośniejsze od poprzednich odgłosy dochodzące
z sypialni, a kilka sekund później zobaczył ubierającego się w
biegu blondyna, kierującego się do wyjścia. Następnym co usłyszał
było głośne trzaśnięcie drzwi. Co to miało być? Zdziwienie nie
znikało z twarzy bruneta przez kilka minut. Przyszły mu na myśl
tylko trzy wnioski. Pierwszy: Heiwajimie odbiło, drugi: jeszcze się
nie obudził, a śniło mu się, że skończyły mu się papierosy i
wyszedł uzupełnić zapasy i trzeci: usilnie starał się unikać
Izayi. Logiczna wydawała się tylko ostatnia opcja, chociaż każda
z nich mogła mieć w sobie coś z prawdy. Postawił jednak na
trójkę. Patrząc wstecz na tę sytuację to była ona nawet
zabawna. Heiwajima najwyraźniej był tak zamyślony w swoim
postanowieniu, że nie tylko nie zauważył nieobecności Izayi obok
niego w łóżku, ale przechodząc przez salon do wyjścia, również
nie dostrzegł jego osoby. Cóż, to dowodzi, że jak się czegoś
bardzo nie chce widzieć, to można tego nie dostrzec. Tylko o co się
właściwie rozchodziło? O ten głupi pocałunek? W sumie sam nie
wiedział, co miał myśleć o nocnym zachowaniu tego głupka, ale
uznał, że najlepszym wyjściem będzie to zignorować, bo w
przeciwnym wypadku może dojść do niechcianych wniosków, a tego za
wszelką cenę chciał uniknąć. Jedyny wniosek, na który mógł
sobie pozwolić, to to, że w tym wyjątkowym wypadku wolał nie
wiedzieć. Tak, on – informator, wolał nie wiedzieć. Ale patrząc
na to z drugiej strony, taki jednokomórkowiec jak Shizuo niczym go
nie zaskoczy, więc lepiej pozostać przy niewiedzy. Ten jeden raz
zrobi sobie wyjątek. Ciekawiło go raczej cóż to za emocje mogły
targać teraz silnym ciałem blondyna. Może Heiwajima dostrzegł, co
prawda po fakcie, ale jednak, że bliższe stosunki z wrogiem są z
lekka mówiąc, niebezpieczne? Niee, jest głupiutki, ale wiedział
od początku z kim ma do czynienia. A może... Aaaaaaa! Nie będzie
się zastanawiał nad tym cymbałem, bo żadnym sposobem nie zniży
się wystarczająco żeby zrozumieć psychikę debila. Do tego zaraz
sam oszaleje. Koniec tematu. Musi się zająć pracą. Podniósł
głowę i zorientował się, że tak pochłonęły go myśli o
przygłupim blondynie, że nie zwrócił uwagi na promienie słoneczne
wkradające się wszelkimi szczelinami do pokoju. Spojrzał na
zegarek w dole ekranu. 6.37. No tak, spędził dwie godziny gapiąc
się w przestrzeń, myśląc o niczym i tracąc czas. Pięknie.
Wyprostował się i podnosząc ręce do góry zaczął rozciągać
zastygłe mięśnie, czemu nie omieszkały towarzyszyć odgłosy
chrupiącego kręgosłupa. Złączył dłonie i wywijając nadgarstki
pod wieloma kątami je również rozgrzał i nastawił, a następnie
układając palce na klawiaturą przygotował się do pisania. To nie
tak, że wiedział, co nadciąga. Takie zgranie w czasie. Zanim
zdążył nacisnąć pierwszy klawisz, usłyszał nienaturalnie ciche
skrzypnięcie drzwi wejściowych. I właśnie dlatego, że nie było
wielkiego BUM, czekał na nadchodzącą kontynuację ciągle w tej
samej pozycji. Jego palce nadal zwisały nad klawiaturą, a on sam
pozornie patrzył w ekran. Widząc się z dystansu, sam by nie
uwierzył, że rzeczywiście jest czymś zajęty. Nie zdziwiło go
więc, że i Shizuo tego nie kupił, co mógł bezsprzecznie
stwierdzić patrząc na wszechobecne zdziwienie na jego twarzy. Za
późno by się kryć, trzeba grać do końca.
-
Co tam, Shizu-chan? Gdzie Cię poniosło tak wcześnie z rana? -
zapytał. Nie omieszkał dołączyć do kompletu swojego ulubionego
uśmiechu.
Ciągle
pozostawało jedno pytanie: jakim cudem przeszli od niezręcznej
sytuacji do brutalnych pocałunków?
Tu
właśnie Izayi dość mocno przystawiło. I choć można by to wziąć
zupełnie dosłownie zważywszy na fakt, że ciągle był mocno
dociskany do ściany przez ciało drugiego osobnika, to jednak nie
był w stanie spokojnie doszukać się sensu w tej dziwnej sytuacji.
Nie pomagały też gorące wargi intensywnie miażdżące jego
własne. Nie pomagał chaos rodzący się w jego głowie pod wpływem
silnych doznać emocjonalnych. I, o święci, bogowie, czy ktokolwiek
siedzący tam na górze, nie pomagał sam Shizuo podtrzymując go
kilka centymetrów nad ziemią, przy okazji drażniąc jego skórę
pleców swoimi szorstkimi dłońmi i napierając na niego swoim
ciałem. Jak to się do cholery stało? Orihara Izaya był mistrzem w
kontrolowaniu swoich potrzeb. Więc dlaczego nie miał ani krzty
kontroli nad tym, co się teraz działo?
-
Teraz jesteśmy kwita, więc mógłbyś mnie puścić?
Zadał
to głupie pytanie i takie są jego skutki. Mógł się po prostu
wyrwać z uścisku, ale nie, bo on musiał grać ten głupi spektakl.
Przemknęło mu przez myśl, że jakaś jego część nie chciała
kończyć tej rozgrywki, że chciała tego, co miało niewątpliwie
nastąpić, że chciała spotkać niekontrolującą się bestie, a co
gorsza, jej posmakować. Ale odpowiedzią na jego pytanie było
zdziwienie z odrobiną przekory. I oczy, brązowe oczy pełne spokoju
i pewności. Kilka sekund później Izaya przestał czuć dłoń
ściskającą jego gardło, a pod stopami znów znalazło się
podłoże. Jednak krótko trwała jego radość, bo zaraz potem jego
ciało znów się uniosło, tym razem podtrzymywane w talii przez
parę silnych rąk, które zdecydowanie wolały bezpośredni kontakt
z jego skórą, co też uczyniły wsuwając się pod koszulkę
bruneta. Sytuację dopełniały usta, dokładnie para ust złączonych
w namiętnym pocałunku, przez chwile spokojnym, ale z każdą minutą
coraz bardziej intensywnym. O ile do tego punktu Izaya czuł się
nawet pewnie, o tyle kiedy język Heiwjimy sunąc po jego wargach w
te i z powrotem wymusił na nim ich rozchylenie, brunet poczuł
umysłowe zachwianie. Cholera, tak łatwo byłoby dać się teraz
ponieść emocjom, ale to zupełnie jak dobrowolne oddanie kontroli,
a tego zrobić nie mógł. Tak myślał, przynajmniej do momentu, w
którym Shizuo przebił się przez zamknięte wrota i zaczął
zgłębiać wnętrze jego ust. Izaya czuł, że stoi na granicy,
bardzo blisko poddania i na kilka sekund właśnie to zrobił. Poddał
się całkowicie, przyciągnął twarz Heiwajimy bliżej i mocniej
zaciągnął się wszechobecnym smakiem nikotyny. I choć w pierwszej
chwili spodobał mu się, dość znienawidzony zapach, to kolejne
sekundy brutalnie uświadomiły mu co robi i z kim. Powinien
podziękować nałogowi blondyna za przywrócenie go do
rzeczywistości. Poczuł, że Heiwajima odrywa się od jego ust i
przenosi swoje wargi na jego szyję. Otworzył gwałtownie oczy,
które zamknął kilka minut wcześniej, aby skupić się na
pojawiających się doznaniach i spojrzał na blondyna, który z na
wpół przymkniętymi powiekami zdawał się nie rejestrować tego,
co robił Izaya. Przyjrzał mu się kątem oka. 'Szkoda' –
przemknęło mu przez myśl, ale nie przywiązywał do tego większej
wagi.
-
Shizu-chan?
-
Hmm..? - wymruczał Shizuo.
-
Pewien jesteś, że wiesz co robisz? - zapytał i nie czekając na
odpowiedź kontynuował – Bo widzisz, cokolwiek robisz, robisz to z
największą mendą, szumowiną i szaleńcem bawiącym się życiami
innych. Jaką masz pewność, że to, co teraz robisz nie jest
częścią jednego z moich chorych planów?
Kiedy
mówił to wszystko, mówił to z uśmiechem na twarzy, takim jak
zawsze. Poczuł, że blondyn odsuwa się od niego, a Izaya straciwszy
podporę zsunął się po ścianie zderzając się tyłkiem z
podłogą. Widział szok na twarzy chłopaka, który stał kilka
kroków od niego. Nie powiedział nic, tylko patrzył jakby czekał,
że brunet jednak zaprzeczy temu, co powiedział, ale ponieważ nic
takiego nie nastąpiło. Odwrócił się i wyszedł z mieszkania.
Izaya poczuł ukłucie, gdzieś w okolicach mostka. Nie miał innego
wyjścia, zagrał swoim wizerunkiem, tym jak go wszyscy postrzegają,
jak widzi go sam Shizuo. Więc czemu ten głupek wyglądał na
zranionego? Nie ważne, nie będzie się nad tym zastanawiał. To
było konieczne zanim zabrnęliby do punktu, z którego nie ma
powrotu. Konieczne? Kogo próbujesz oszukać? Doskonale wiesz, że
zrobiłeś to ze strachu. Tak, wielki Pan i Władca przeraził się,
że między nimi mogło być coś więcej. Więc spękał i go …
zdradził? Nie wiedział jak to nazwać. Odchylił głowę i oparł
ją o ścianę, pod którą siedział. Czuł wszechogarniającą
rezygnację. Patrzył bezmyślnie w sufit, przypominając sobie ich
rozmowę z zeszłej nocy, to spojrzenie, takie... Spójrzmy prawdzie
w oczy. Ten pierwszy pocałunek nie był błahostką i nie ważne ile
razy powtarzał sobie, że jest inaczej, tak naprawdę od początku
gdzieś w sobie to wiedział. Od zawsze jakaś część jego samego
chciała tego typu bliskości. Uciekał przed nim, bo chciał być
goniony, prowokował, bo chciał jego uwagi, niszczył, bo chciał
mieć to naj miejsce w jego życiu, nawet jeśli wiązało się to z
byciem najgorszym. A to oburzenie, które czuł, kiedy usłyszał o o
planowanym zamachu na Heiwajime... Bycie mistrzem kłamstwa ma swoje
wady, jak na przykład okłamywanie samego siebie. Że też musiał
zniszczyć swoją jedyną szanse na bycie blisko niego, bez uciekania
się do podstępów, na takie zwykłe, normalne życie. Znowu się
oszukujesz Izaya. Ty nigdy nie będziesz miał takiego życia. Nie
Ty. Nigdy. Ukrył twarz w dłoniach. Potem była cisza, głucha,
martwa cisza.
sobota, 9 listopada 2013
Rozdział 7
Znowu z opóźnieniem, ale życie kocha psuć plany i tak to się kończy. W każdym razie notka już jest, mam nadzieję, że lepsza niż poprzednia. Choć nie czuję się zbyt pewnie co do niej, bo mam wrażenie, że gdzieś się zgubiłam po drodze w tym opowiadaniu. No i trochę przewertowałam Shiuzo od środka - moze za bardzo :D No zobaczymy, co z tego wyjdzie :D Miłego czytania :)
Szedł
ulicami Ikebukuro pogrążony we własnych myślach, nieuważny na
otaczających go ludzi ani rzeczy. I właśnie ten drugi czynnik, w
dość bolesny dla każdego normalnego człowieka sposób, sprowadził
go z powrotem do rzeczywistości. Potrząsnął lekko głową po
szóstym zderzeniu z latarnią uliczną, zły na siebie i na cały
świat, ale najbardziej zły, nie wiedzieć czemu, na Izayę.
Przyznał w duchu, że sam był sobie winien, to on zaczął, a fakt
że Izaya go nie odrzucił, według Heiwajimy, obciążał ich winą
po równo. I chociaż podświadomie wiedział, że Orihara
prawdopodobnie był zbyt zszokowany, by się odsunąć, to wolał
myśleć, że nie zrobił tego celowo, do swoich obserwacji czy
jakiegoś innego dziwactwa niż zaakceptować fakty. Heiwajima Shizuo
pocałował Izayę Oriharę i zrobił to w pełni świadomie. Jednak
wraz z pojawieniem się kolejnych przemyśleń, które nie omieszkały
przynieść ze sobą maleńkich wyrzutów sumienia, blondyn zaczął
czuć się coraz gorzej i winą za ten stan obarczał nikogo innego
jak właśnie Oriharę. Było delikatnie mówiąc beznadziejnie. Nie
wiedział jak powinien się przy nim zachowywać, dlatego też
wyszedł z mieszkania wraz z pierwszymi promieniami słońca.
'Wyszedł'? Nie, on uciekał najszybciej jak tylko się dało, byle
dalej od swojego mieszkania. Paradoks. Jego spokojna przystań,
jedyne miejsce w którym nikt go nie denerwował, aktualnie był w
stanie porównać tylko do najgłębszych otchłani piekielnych.
Gdyby był szczery wobec samego siebie to już by przyznał, że
zwyczajnie się boi, że mu wstyd, że nie jest w stanie poradzić
sobie z upokorzeniem, które go spotka przy pierwszym kontakcie z
Izayą. Ale przecież Heiwajima się nie boi, Heiwajima się nie
wstydzi, Heiwajima przed nikim nie spuszcza wzroku, bo taki właśnie
jest – niezniszczalny i nawet Izaya tego nie zmieni. Gdyby był
szczery wobec samego siebie to już by przyznał, że zwyczajnie tego
chciał. W tamtym monecie, po prostu poczuł, że chce złączyć
swoje usta z wargami Izayi. I zwyczajnie właśnie to zrobił.
Pamiętał, że były chłodne, wręcz zimne. Zdziwiło go to, tym
bardziej, że brunet nadal miał gorączkę. Ale chłód jego warg
był tak przyjemny i uspakajający. Stał jeszcze kilka sekund koło
latarni pogrążony w zadumie. Potem jednak pochylił się i lekko
(jak na niego) uderzył głową o ów środek oświetlenia w geście
rezygnacji. Wiedział, cholera wiedział doskonale, że w
konfrontacji z Izayą nie ma szans, że na szali będzie musiał
położyć swoją dumę i liczyć się z najobrzydliwszym
upokorzeniem, na jakie tylko stać informatora. Nie odrywał głowy
od jej tymczasowego oparcia. Nie ma sensu się oszukiwać, poległ w
momencie, w którym podążył za instynktem, zamiast chociaż raz
pomyśleć. Teraz musi stawić czoła najgorszemu z najgorszych.
Gdyby mógł odwlekałby to w nieskończoność albo zwyczajnie
pokrył to swoim gniewem i zepchnął w odległy kąt swojej
świadomości. Ale nie mógł. Znów uderzył czołem w latarnię.
Żaden problem się nie rozwiąże od stania na ulicy. Podniósł
głowę. Gorzej już być nie może. Wróci i zmierzy się ze smokiem
u wrót. Odwrócił się i zaczął iść w stronę swojego
mieszkania. Ten smok nie tylko pluł trucizną, ale też zionął
ogniem. Nie wątpił, że jego niezniszczalne ciało da temu radę.
Jedynym o co się martwił była jego nieosłonięta duma.
Nacisnął
klamkę drzwi wejściowych do mieszkania spięty jak struna. Próbował
się przygotować na najgorsze, ale doskonale wiedział, że w
przypadku Izayi 'najgorsze' zawsze ma coś okropniejszego nad sobą.
Cholera, od kiedy on się bał czegokolwiek?! A Izayi? Zawsze czuł
do niego tylko nienawiść. Spędził z nim raptem dwa dni, ale już
był pewien, że coś się zmieniło. Niby nic szczególnego się nie
stało, niby ich wzajemne nastawienie pozostało takie samo, niby
dalej był nienawiść, ale jednak nie. To lekko przymuszone wspólne
spędzanie czasu, było zapalnikiem bomby zmian. Tyle, że ta bomba
ciągle nie wybuchła, a nadal balansowała na cienkiej linie wysoko
nad ziemią. Ciągle pozostawała kwestia, z której strony wyrządzi
szkody, kiedy skończy się odliczanie, czy pogłębi ich nienawiść,
czy może pociągnie ich stosunki w kierunku nowego, innego świata
przyj...... NIE, NIE,NIE! Nie z Izayą! O nie, nigdy, przenigdy nie
wejdzie na stopę relacji koleżeńskich z Izayą. On... I wtedy
sobie uświadomił, że tak właściwie, to nie potrafiłby znów
normalnie ganiać się z Izayą, że raczej nie potrafiłby
bezmyślnie go atakować, uderzać na oślep co cięższym sprzętem,
żeby go zranić, że nie chciałby widzieć Izayi rannego, bo... No
właśnie, bo co? Przypomniał sobie jak Izaya usilnie starał się
maskować oznaki swojej choroby, jak walczył o utrzymanie kontroli,
jak nie pozwolił nikomu doszukać się słabości na swojej twarzy.
Shizuo nie chciałby go widzieć rannego, bo nie umiałby spojrzeć
na niego jak na nic nie czującą mendę, bo wiedziałby, że Izaya
uśmiechałby się nawet w obliczu śmierci, wewnątrz przerażony,
ale na zewnątrz pewny siebie i oczywiście wygrany. Nie chciał tego
nigdy oglądać wiedząc, że wszytkie te emocje to tylko ułuda. Nie
zniósłby takiego widoku, nie chciałby oglądać Izayi z całą
paletą masek na twarzy, tylko po to, żeby nikt nie zobaczył, że
on sam też jest człowiekiem. Wszedł do salonu, który tonął w
promieniach słonecznych. Zobaczył Izayę siedzącego na kanapie z
laptopem na kolanach, pochłoniętego pracą. Najwyraźniej był
zajęty tylko z pozoru, bo w momencie, w którym Heiwajima
przekroczył próg pokoju, Izaya podniósł głowę, gotowy i czujny
jak kot.
-
Co tam, Shizu-chan? Gdzie Cię poniosło tak wcześnie z rana? -
zapytał ze swoim zwyczajowym uśmiechem.
Shizuo
stał jak wryty nie wiedząc co powiedzieć. Nie był wstanie
przejrzeć zamiarów Izayi, nie wiedział do czego brunet dążył,
więc nie odpowiedział.
-
Co z Tobą, Shizu-chan? Patrzysz się na mnie jak ciele w malowane
wrota, a się nie odzywasz? Dobra, nie chcesz to się nie odzywaj,
tylko się tak głupio na mnie nie patrz. - Izaya wrócił do
poprzedniej czynności, ale świadom braku reakcji ze strony
blondyna, ponownie podniósł głowę. - Shizu-chan, stało się coś,
że postanowiłeś spędzić dzień, gapiąc się na mnie? - Widział
ogromne zdziwienie malujące się na twarzy Heiwajimy, a że ten
nadal się nie odzywał, kontynuował swój monolog. - Dobra, stój
tam sobie i patrz. Myślałem, że jak już wywiało Cię z
mieszkania to przynajmniej kupiłeś jakieś śniadanie, ale jak
widzę nie można za dużo od Ciebie wymagać. Może zrobiłbyś mi
chociaż kawę? - Izaya nie przestawał się uśmiechać.
Shizuo
nie miał pojęcia jak zareagować na słowa Izayi. Był co najmniej
zaskoczony, dlatego rzucił krótkie 'Dobra' i poszedł do kuchni.
Wyjął dwa kubki z szafki i postawił wodę na gazie. Izaya nie
poruszył tematu pocałunku, ba, udawał, że nic się nie stało,
zupełnie jakby spał spokojnie całą noc, a w międzyczasie nic się
nie wydarzyło. Albo jakby coś takiego nie miało dla niego żadnego
znaczenia. Shizuo poczuł rosnącą irytację. Czemu kurwa, czemu?
Czemu nie korzysta z okazji żeby go wyśmiać, żeby wepchnąć go w
najgorsze bagno upokorzenia? Czemu mu odpuszcza? A może to jest
waśnie droga upokorzenia, może właśnie poprzez wykorzystanie jego
niewiedzy i szarpanie się z myślami chce się zemścić, może tak
chce go wykończyć. Ale dlaczego nie wprost? Co on sobie kurwa
myśli? Że go złamie w ten sposób, że Shizuo dostarczy mu
rozrywki, a on będzie miał zabawę z oglądania tego. Usłyszał
dźwięk tłuczonego szkła i dopiero teraz zorientował się, że
jeden z kubków pękł mu właśnie w rękach. Co on robił, jeśli
da się ponieść emocjom, to Izaya wygra, a na to nie mógł
pozwolić. Musiał się opanować. Zerknął w stronę salonu.
Zobaczył ciągle uśmiechającego się bruneta. Zrobić mu kawę?
Jeszcze ma czelność mówić mu coś takiego. Jego złość
przekroczyła dopuszczalną skalę. Drugi kubek skończył swój
żywot w jego ręce. Nie wytrzymał. Ruszył do salonu. Złapał za
poły bluzki niespodziewającego się nadchodzącego ataku bruneta i
podniósł go do góry. Laptop z głuchym hukiem uderzył o podłogę.
Heiwajima uderzył chłopakiem o ścianę, nadal do trzymając na
wysokości swojej twarzy, tym razem jednak przesunął swoją dłoń
na szyję Izayi i nieco zacisnął.
-
Gadaj co kombinujesz!
-
Shizu-chan, o co Ci chodzi? Przecież to Ty mnie atakujesz. - Izaya
odpowiedział ze spokojem, nadal lekko się uśmiechając, mimo iż z
problemami łapał oddech. Niestety, jego postawa tylko rozjuszyła
bestie.
-
Przestań kurwa kłamać i gadaj! -Heiwajima mocniej zacisnął dłoń
na jego gardle.
-
Byłoby mi łatwiej, Shizu-chan, gdybym wiedział, czego tyczy się
Twoja złość – Izaya nadal utrzymywał spokój, choć mówienie
zaczynało sprawiać mu problem.
-
Jakbyś nie wiedział, wszystkowiedzący dupku! Co knujesz? Chcesz
mnie upokorzyć? O to Ci chodzi? Tak chcesz się zemścić? - sam się
napędzał.
-
Ale za co Shizu-chan? - słowa Izayi zabrzmiały niemal prosząco.
-
Nie udawaj, że nie wiesz! - Był taki wściekły. Ale słowa Izayi
zabrzmiały tak szczerze, zupełnie jakby nie miał pojęcia za co
się go kara. - Chcesz się zemścić za wczoraj, za to, że Cię
pocałowałem! Nie możesz wprost się pośmiać, powiedzieć, co
głupiego masz do powiedzenia i dać sobie spokój? Zawsze musisz
knuć jakieś durne plany i niszczyć ludzi od środka?!
-
Shizu-chan, posłuchaj nie zamierzam się z Ciebie śmiać ani Cię
upokarzać, bo nic takiego się nie stało, nie? Za co mam Cię
wyśmiewać? Pocałowałeś mnie – wielkie mecyje! - niemal
wykrzyczał, udowadniając mu małostkowość problemu.
Heiwajima
wydawał się nieco zbity z tropu, poluzował ucisk na jego szyi, ale
nie puścił. Izaya wydawał się naprawdę nie przejmować tym, co
się stało, ale w końcu był kim był, a liczba jego masek była
niepoliczalna, nie wspominając o absolutyzmie jego kłamstw. W nic
nie można było wierzyć. Zanim jednak zdążył mu odpowiedzieć,
poczuł zimne wargi na swoich ustach. Ten sam kojący chłód, co
zeszłej nocy, tak samo przyjemny i jak zaczął zauważać, tak samo
uzależniający. Chciał więcej i Bóg jeden mu świadkiem, jak
bardzo chciał zgłębić smak tych warg. Poczuł równie chłodne
dłonie na swoim karku, lekko muskające jego skórę. Spojrzał
wprost w krwiste tęczówki, w których odbijały się słoneczne
refleksy i po raz pierwszy Shizuo pomyślał w pozytywnym znaczeniu,
że są naprawdę wyjątkowe. Dziwnie się z nim całowało,
nieustannie patrząc sobie w oczy, ale to gwarantowało pełną
świadomość sytuacji. Poczuł, że Izaya, w miarę swoich
ograniczonych możliwości, się odsuwa, a następnie szeroko się
uśmiecha.
-
Skoro ja pocałowałem Ciebie to jesteśmy kwita. A teraz, mógłbyś
już mnie puścić, Shizu-chan?
środa, 30 października 2013
Just news
Jest coś o czym zapomniałam wspomnieć w ostatnim poście, a mianowicie to, że w tym tygodniu niestety nie pojawi się nowy rozdział. Dwa powody: jak każdy szanujący się student wracam na najbliższy weekend do domu, w którym nie zawitałam od miesiąca :D i po drugie, nowa notka jest nie dopracowana, a jak wszyscy zauważyliście poprzedni rozdział był krótki i też nie do końca przemyślany i pisany na szybko, dlatego teraz chcę to zrobić podwójnie dobrze, a nie obrzucać Was nic nie wartymi linijkami tekstu. Stąd też taka nie inna decyzja, a kolejny rozdział będzie opublikowany bodajże 8.11. Tyle informacji na dzisiaj, miłego weekendu :)
sobota, 26 października 2013
Rozdział 6
Nieco opóźniony rozdział, ale biurokracja tego kraju mnie po prostu wykończyła ;| Tak, pikanteria się zbliża, choć jeszcze nie dotarła, ale ona zna drogę, więc już niedługo, niedługo ... :D
Jego
oczy uważnie badały każdy fragment czytanego tekstu. Nie odrywał
wzroku od komputera od kilku godzin, ale był tak zajęty szukaniem,
że nie odczuwał zmęczenia. Informacje, które znalazł były
zdecydowanie zbyt ważne, aby przejmować się swoim stanem zdrowia.
Izaya zupełnie zatracił się w pracy. Właśnie w takim stanie
zobaczył go Shizuo, kiedy po raz kolejny wszedł do sypialni, tym
razem wciąż mokry od niedawno zakończonej kąpieli. Przychodził
do pokoju kilkakrotnie w ciągu ośmiu godzin, ale żadna rzucona
przez niego uwaga nie została skwitowana niczym więcej jak
niewyraźnym mruknięciem i niechlujnym gestem ręki 'delikatnie'
wypraszającym go za drzwi. W jego własnym mieszkaniu. Orihara
zdawał się nie dostrzegać swojego otoczenia, zbyt zajęty światem
wirtualnym. Ale dla Heiwajimy ta sytuacja miała swoje plusy: miał
czas dla siebie i co ważniejsze, nikt mu nie przeszkadzał.
Uznawszy, że najwyższa pora zakończyć ten proces, stanął nad
Izayą czekając na reakcję bruneta, a kiedy ten po kilku długich
minutach wreszcie oderwał swój wzrok od komputera i spojrzał
pytająco na blondyna, usłyszał tylko:
-
Do spania!
-
Co? Ale Shizu-chan, nie ma jeszcze nawet 22! - zdziwiony i obruszony
brunet walczył o pole manewru i jednocześnie możliwość
zachowania resztek swoich przyzwyczajeń.
-
No i co z tego? Wisisz nad tym komputerem od kilku godzin i nie
kontaktujesz. Jak chcesz wyzdrowieć nie odpoczywając? Poza tym –
dodał widząc zbliżający się protest – ja idę spać, więc Ty
też idziesz spać i gówno mnie obchodzą Twoje sprzeciwy –
powiedział wyrywając laptopa z rąk Izayi.
Ten
mógł się tylko cieszyć, że widząc nie wróżącą nic dobrego
minę Heiwajimy, zdążył zapisać efekty swojej pracy. Chociaż i
tak, każdy nowy szczegół znalazł wygodne i dobrze widoczne
miejsce w jego głowie, to wolał mieć coś w rodzaju kopii
zapasowej. Wiedział, że opór nic nie da, ale nie czuł się senny,
a raczej pobudzony natłokiem informacji o człowieku, którego
szukał. Musiał je dokładnie przeanalizować, więc kiedy Shizuo
gasił światło, ten ciągle siedział oparty o poduszki. Dlatego
też wsuwając się pod kołdrę blondyn warknął do niego krótkie
'Kładź się!' i nie czekając na odpowiedź zepchnął mniejszego
chłopaka do pozycji leżącej, jednocześnie oplatając go w tali i
wygodnie układając się do snu. Izaya stwierdził, że zrobił to
zapewne, aby powstrzymać go od ucieczki, ale jaki nie byłby cel
tego dotyku, brunet czuł się trochę dziwnie. 'Bliski kontakt z
bestią i jeszcze oddycham. Świat chyli się ku końcowi' –
pomyślał, uśmiechnął się wrednie i pociągając lekko zatkanym
nosem, zasnął.
Obudził
się wcześnie. Za wcześnie. Nawet jak na niego taka godzina była
nietypowa. 4.12. Z reguły wstawał dość wcześnie, ale teraz nie
czuł się ani wyspany, ani obudzony w konkretnym celu. Jego organizm
dał mu pstryczka w nos i postawił w sytuacji, w której nie zaśnie
i jednocześnie nie może pracować. Chyba, że zaryzykuje zrzutem
ramienia Shizuo ze swojego ciała, ale nie miał ochoty zaczynać
walki. Dodatkowo było mu strasznie gorąco, ze względu na ciepłą
kołdrę, ciepłe ciało sąsiada i oczywiście najbardziej
nieprzyjemny czynnik – gorączkę. Jakże był 'uradowany' kolejnym
dniem współistnienia ze swoim rozgrzanym przyjacielem. Zdecydowanie
nie chciał już być chory. Spojrzał pustym wzrokiem na sufit nad
swoją głową.
-
'Jeden zaciek, drugi zaciek, trzeci zaciek, czwarty zaciek...'
Nie
dane mu było dokończyć cichego liczenia tynkowych ozdób, bo
najwyraźniej jego szept wyrwał Heiwajimę ze snu. Ale wbrew
przewidywaniom Izayi, spojrzenie które otrzymał, nie było ani
wściekłe, ani zirytowane. Bardziej ciekawskie.
-
Można wiedzieć co Ty robisz? - zapytał.
-
A można wiedzieć po co chcesz wiedzieć? - odpowiedział. Tak,
Izaya zdecydowanie nie potrafił odpuścić okazji na zdenerwowanie
Heiwajimy - zbyt kuszące by się oprzeć, zbyt ciekawe by uciekać.
-
A można wiedzieć, po co pytasz po co chce wiedzieć, skoro wiesz,
że mnie tylko wkurzysz? - Pat. Totalny pat. A wydawało się, że
Shizuo zawsze jest na przegranej pozycji, jeśli chodzi o walkę
werbalną. Głos blondyna nadal był lekko zaciekawiony i spokojny,
co skłoniło Izayę, do wewnętrznego poddania.
-
Badam stabilność Twojego mieszkania – odpowiedział na pierwsze
pytanie - na wypadek gdybym postanowił je wysadzić muszę wiedzieć
jakiej wielkości bomby użyć, żeby nie zniszczyć całego budynku.
-
Aha. I robisz to w środku nocy, bo?
-
Bo liczę się z tym, że w dzień mógłbyś to zobaczyć, co
zresztą zrobiłeś, więc wiesz, czego możesz się spodziewać-
poczuł, że traci grunt pod nogami, przez nad wyraz spokojne
zachowanie Heiwajimy. Był zupełnie odsłonięty, więc konieczny
był odwrót. - Wiesz już, co może Cię spotkać, więc nie ma
sensu utrzymywać konspiracyjnego nastroju. Wracam do spania.
Odwrócił
się do niego plecami i ułożył na prawym boku gotowy do snu. Mimo,
iż wiedział, że sen nie nadejdzie, chciał utrzymać pozory osoby
w świetnej formie. Zamknął oczy i nasłuchiwał ruchów blondyna.
Szybko jednak powrócił do poprzedniej pozycji, świadom, że Shizuo
nie zamierza wracać do spania, co prowadziło do kolejnego wniosku –
wiedział, że kłamie. Izaya musiał przyznać w duchu, że jego
wrodzone łgarstwo było powszechnie znane i w większości wypadków
sam by sobie nie uwierzył, ale wszyscy wiedzieli, że każde
kłamstwo ma w sobie cząstkę prawdy i głównie dlatego Izaya
ciągle żył. Problem tkwił w tym, że Heiwajima zawsze 'wierzył',
choć to zbyt dosadne słowo, łapał się na słowa informatora, bez
poddawania ich w wątpliwość, właściwie wszystko można było mu
powiedzieć, a następnie spodziewać się gradu automatów. Zarówno
prawda jak i jej przeciwieństwo z ust Izayi wydobywały się w ten
sam sposób, choć ta pierwsza zdecydowanie rzadziej znajdywała
drogę do wolności. Dlatego teraz podwójnie zdziwiony zastanawiał
się jak ta para złocistobrązowych oczu zachowywała całkowity
spokój.
-
Coś nie tak, Shizu-chan? - zapytał ze słodkim uśmieszkiem.
-
Jak nie możesz spać to po prostu powiedz. - odpowiedział
Heiwajima.
-
A co Shizu-chan, wyjmiesz czarodziejską różdżkę i przepędzisz
wszelkie koszmary i zło tego świata?
Izaya
poczuł rosnącą irytację. 'Ciotka dobra rada się znalazła! Co on
sobie w ogóle myśli, że kim on jest? Że ktoś go potrzebuje?!' -
w momencie, w którym o tym pomyślał poczuł się dziwnie, jakby
mimo tego, że jest Panem i Władcą, tego typu obraza nigdy nie
powinna opuścić jego ust i właśnie w tej chwili dziękował
swojemu opanowaniu, że nie powiedział tego głośno. Najwyraźniej
konflikt wewnętrzny odbił się w jakimś stopniu na jego
zewnętrznej masce, bo usłyszał cichy głos Heiwajimy,
pytający-wszystkowporządkujący głos. I to był gwóźdź do
trumny, bo w momencie w którym go usłyszał, w środku poczuł, że
płonie. Jak inaczej ukryć przychodzące zrozumienie, że obaj są
tak samo światu udręką i nikt ich nie potrzebuje?
-
Mógłbyś przestać z tym udawanym zainteresowaniem, Shizu-chan? Bo
to nawet śmieszne nie jest. Obaj doskonale wiemy, że najchętniej
wykończyłbyś mnie podczas snu i tylko Tobie wiedzieć, czemu
jeszcze tego nie zrobiłeś, ale nie zadawaj mi głupich pytań, nie
interesuj się moim stanem, ani fizycznym, ani psychicznym – z
każdym zdaniem Izaya coraz bardziej tracił opanowanie i podnosił
głos – nie trudź się na denne frazesy i przestań udawać, ze
zależy Ci na mnie i mo...
Nie
dane było mu dokończyć. Słowa zostały skutecznie zablokowane
przez silne, rozpalone usta blondyna, które sprawnie badały
strukturę i smak chłodnych wargi Izayi, jednocześnie je zwilżając
i przekazując przyjemne ciepło. Wiele bardzo długich sekund
upłynęło, zanim przyjemność ta dobiegła końca. Jeśli był to
tylko sposób na powstrzymanie słowotoku bruneta, to trwało to
zdecydowanie za długo, obaj o tym wiedzieli. Heiwajima odsunął się
nieznacznie od chłopaka i przyjrzał mu się uważnie. Kąciki jego
ust bardzo delikatnie uniosły się w górę, oddając w ten sposób
dzikie zadowolenie ich właściciela z oglądanego widoku.
-
Nie gadaj tyle, pchło – wyszeptał delikatnie do ucha chłopaka,
przesuwając językiem wzdłuż chrząstki – i wracaj do spania.
Znów
się odsunął, rzucił mu jeszcze jedno krótkie spojrzenie,
odwrócił się i ułożył z powrotem do snu. Świadom szoku
malującego się na twarzy bruneta, uśmiechnął się do siebie i
zostawiwszy go samemu sobie w osłupieniu, zasnął.
piątek, 18 października 2013
Rozdział 5
Zacznę od kwestii odpowiedzi na komentarze.
Asuna - rzeczywiście może nieco pospieszyłam się z oznaczeniem dla dorosłych, ale to dlatego, że pierwotny plan nie zakładał wielorozdziałowego rozwoju zdarzeń, co nie zmienia faktu, że gdzieś w przyszłości coś bardziej pikantnego się wydarzy :D
Kitty Kou - planuje dodawać notki w ciągu weekendu. Nie jestem w stanie obiecać, że zawsze będzie to ten sam dzień, ale wstępnie powinien to być piątkowy wieczór :)
Asuna - rzeczywiście może nieco pospieszyłam się z oznaczeniem dla dorosłych, ale to dlatego, że pierwotny plan nie zakładał wielorozdziałowego rozwoju zdarzeń, co nie zmienia faktu, że gdzieś w przyszłości coś bardziej pikantnego się wydarzy :D
Kitty Kou - planuje dodawać notki w ciągu weekendu. Nie jestem w stanie obiecać, że zawsze będzie to ten sam dzień, ale wstępnie powinien to być piątkowy wieczór :)
Otworzył
drzwi do mieszkania obładowany workami i pudłami tak bardzo, że
niewiele widział. Powitało go zimne powietrze wlatujące przez
otwarte okno. Wszedł do salonu, gdzie zastał Izayę oglądającego
jedną z najnowszych telenoweli brazylijskich. Zapomniał już o
przeciągu, który planował zniwelować, kiedy przyjrzał się
uważniej chłopakowi. Nigdy nie widział u nikogo bardziej znudzonej
miny, a to, że nawet nie próbował tego ukryć sprawiło, że na
twarzy Shizuo pojawił się delikatny uśmiech.
-
Po co to oglądasz, skoro Cię to nie interesuje? - zapytał kładąc
przyniesione rzeczy na podłodze koło kanapy, aby ułatwić
brunetowi wyjmowanie znajdujących się tam przedmiotów.
-
Najnowsze trendy pospolitej ludności, nawet jeśli są śmiertelnie
nudne, to czasem się przydają. - Izaya uśmiechnął się chytrze –
Ale skoro w końcu przyniosłeś mi mój sprzęt, będę mógł się
bez reszty zająć czymś o wiele ciekawszym.
-
Nawet nie chce mi się pytać po co Ci to wszystko. - odpowiedział
mu sarkastycznie blondyn – Jak w ogóle zamierzasz korzystać z
klawiatury? - zapytał wskazując na zabandażowaną dłoń chłopaka.
-
Oj, nie martw się o mnie tak bardzo, przecież sobie poradzę –
Izaya drażnił go jednocześnie machając do niego zranionym
nadgarstkiem.
-
Widzę, że jednak nie próbowałeś uciekać. - Shizuo zmienił
temat, głównie po to, żeby ograniczyć rosnące zakłopotanie.
-
Zbyt kuszące jest zbieranie informacji o Tobie, kiedy wiem, że nic
mi nie zrobisz, więc odpuszczenie takiej okazji jest bez sensu. -
powiedział z słodką miną. Nie wspomniał jednak o marnych próbach
podniesienia się z kanapy, z których wszystkie kończyły się
kilkuminutowymi zawrotami głowy, co odwiodło go całkowicie od
zamiarów wyjścia przez okno i udania się do własnego mieszkania.
Ważne, że Heiwajima tego nie widział.
-
Shizu-chan, co tam robisz?
Shizuo
czuł wszechogarniającą wściekłość. Izaya zadał to pytanie 17
razy w ciągu 5 minut, a cierpliwość blondyna nie była zbyt
wytrzymała. Stwierdził, że ignorowanie go może okazać się
gorsze niż odpowiedź, dlatego wychylił się z kuchni z zamiarem
wygarnięcia mu jego interpretacji 'siedzenia cicho i
nieprzeszkadzania'. Zmienił jednak zdanie, kiedy na kanapie zobaczył
chłopaka trzymającego się za brzuch i kaszlącego w koc, w celu
stłumienia tego odruchu. 'Za cholerę nie przyznasz się do swojego
stanu. Co Ci to da?' - pomyślał Shizuo. Izaya chciał koniecznie
wrócić na swój teren, nie czuć się ograniczony, znów być panem
sytuacji, a już na pewno nie pokazywać słabości największemu
wrogowi. Zamierzał znów ułożyć się na poduszkach, kiedy poczuł
rozdzierający ból zatok. Jego twarz wykrzywił grymas. Pocierał
kciukiem i palcem wskazującym okolice skroni, chcąc rozmasować
bolące miejsce, jednak nie przynosiło to żadnego efektu. Shizuo
stwierdził, że brunet nie jest świadomy bycia obserwowanym. Czuł
się dziwnie widząc go tak bezbronnego, a jednocześnie tak bardzo
walczącego o odzyskanie kontroli nad własnym ciałem. Postanowił
dać mu czas na odzyskanie rezonu. Cofnął się do kuchni i zaczął
mówić zanim jeszcze był widoczny.
-
Męczę się, żeby przytargać Ci herbatę – odpowiedział na
wcześniej zadane kilkakrotnie pytanie w dość łagodny sposób,
jednak zachowując odrobinę złośliwości.
-
Zatrutą? - zapytał z uśmiechem Izaya.
-
Szkoda, ale nie. Za długo już się z Tobą męczę, żeby teraz Cię
tak łatwo wykończyć – tak jak podejrzewał, maska wróciła na
swoje miejsce, choć dziwił się jak brunetowi się to udaje.
Jeszcze kilka sekund wcześniej krzywił się z bólu, a teraz na
twarzy ma tylko cwany uśmiech i czujne oczy. Szacunek. Właśnie to
poczuł. Nieco wbrew sobie, ale jednak. Odrobina szacunku dla Izayi.
-
Co Cie tak pochłonęło, Shizu-chan? - zapytał informator widząc
zadumę Heiwajimy.
-
Co? Nic. Pij te herbatę, bo Ci wystygnie – zbył go szybko i
wrócił do kuchni.
Izaya
tylko uśmiechnął się pod nosem popijając gorący napój. Nie
wiedział, co dokładnie ugryzło blondyna, ale najwyraźniej
wprowadził w jego życie trochę zamętu, czyli wszystko było na
swoim miejscu.
Zaklął.
Wszedł właśnie do łazienki, unikając w ten sposób
zaciekawionego wzroku Izayi. Był zły, naprawdę zły, że pozwolił
sobie na jakieś pozytywne uczucie wobec tego małego pasożyta. To
się nigdy nie powinno stać, nigdy nie powinien widzieć go w taki
sposób, nigdy.... Ochłonął. To nie na swoje uczucia był
wściekły, ale na to, że pozwolił im odbić się na jego
naturalnym zachowaniu. Wziął trzy głębokie oddechy, po czym
opuścił pomieszczenie. Spojrzał na zegar. Spędził tam jakieś
trzy minuty, ale kiedy ponownie znalazł się w salonie zobaczył
Izayę na dobre pogrążonego we śnie. 'Może udaje?' - pomyślał.
Nie zdziwiłoby go, gdyby zamierzał w ten sposób obserwować
zachowanie blondyna, ale Orihara nigdy świadomie nie pozwoliłby
sobie wyglądać bezbronnie, tak jak wyglądał teraz. Oddychał
krótko i niespokojnie przez rozchylone wargi. Heiwajima zbliżył
się do niego. 'Musi być wycieńczony' – pomyślał nieco z
troską, o którą by się nigdy nie podejrzewał, ale też nie
zwrócił na to uwagi. Pochylił się nad brunetem i instynktownie
wyciągnął rękę w kierunku jego głowy, jednak kiedy poczuł jak
bardzo gorące było jego czoło, szybko ją cofnął. Jego stan się
pogorszył. Zdecydowanie pogorszył. Wyjął telefon i wybrał numer.
Musiał poprosić Shinrę, żeby przyspieszył swoją dzisiejszą
wizytę.
Otworzył
oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Pamiętał tylko jak bardzo
było mu gorąco, a potem tylko ciemność. W tej chwili wcale nie
czuł się lepiej. Usłyszał stłumione głosy, gdzieś niedaleko.
Rozpoznał podekscytowany, niemal dziewczęcy głos Shinry i
szorstkie, niejako warkliwe dźwięki wydobywające się z gardła
Shizuo. Ciekawe. Pewnie było z nim gorzej niż myślał i wymagał
interwencji lekarza. 'Aż tak się o mnie martwisz, Shizu-chan? -
jego twarz pokrył asymetryczny uśmiech. Doprawdy ciekawe.' Ah, jak
on nie cierpiał być pomijany.
-
Może uwzględnilibyście mnie w tej rozmowie? - powiedział trochę
w pustą przestrzeń, ale usłyszał jak rozmowa się urywa, a zza
ściny wyłania się niski okularnik, a zaraz za nim spokojnie kroczy
wysoki blondyn.
-
No nareszcie się obudziłeś! - zaczął z wyrzutem Kinshitani –
wiesz, mam wielu innych pacjentów poza Tobą i nie mogę sobie tu
siedzieć i czekać, aż wyzdrowiejesz, tylko dlatego, że żaden z
was mnie nie słucha – spojrzał wymownie na Heiwajime.
-
A od kiedy to moja wina, że nie sposób zatrzymać go w łóżku? -
oburzył się blondyn.
-
A kto tu jest silniejszy? - wytknął mu lekarz – poza tym jak
można choremu pozwolić bawić się sprzętem, który wydziela fale
energetyczne osłabiające organizm? - obaj spojrzeli na niego jak na
wariata, ale niezrażony tym faktem lekarz kontynuował - Zostawiłem
lekarstwa dla niego, a widzę, że nie wziął nawet jednego. I czemu
go w ogóle nie pilnujesz? Przecież on może w każdej chwili uciec,
skoro Ty sobie po prostu wychodzisz z mieszkania!
-
Ej, co to tylko moja wina, a on święty jest czy co? Poza tym …
-zaczął się bronić, ale nie było mu dane skończyć.
-
Przepraszam, że Wam przeszkadzam – zaczął Izaya dotąd pominięty
w rozmowie – ale zdaję się, że jestem pełnoletni i mogę robić
co chce. Teraz ja mówię – rzucił ostro widząc otwierającego
buzię Shinrę. -Nie jestem dzieckiem, żeby zaszkodziło mi
korzystanie z komputera, a muszę się czymś zająć, skoro nie mogę
stąd wyjść – albo oszaleję, dodał w myślach – więc z łaski
swojej przestań mi matkować i daj mi lepiej coś co pozwoli mi
szybko wrócić do zdrowia.
Spojrzeli
na niego lekko zdziwieni, potem na siebie, żaden nie chciał zacząć
mówić – Izaya był delikatnie mówiąc zirytowany, a ponieważ
żaden z nich nie miał okazji go takiego zobaczyć, teraz
niespecjalnie wiedzieli jak się zachować.
-
Masz wysoką gorączkę, która zamiast ustępować, nasila się –
zaczął Shinra – musisz odpoczywać, nie żartuje – dodał
widząc kpinę na twarzy chłopaka - bo się wykończysz. Bierz leki,
ale one same Cię nie wyleczą, jeśli będziesz się narażał. Poza
tym - dodał widząc Izayę tłumiącego kaszel – żadne objawy Ci
nie przejdą w ciągu kilku godzin. Nie jestem w stanie Cię do
niczego zmusić, pewnie nikt tego nie potrafi – mówiąc to zerknął
na Heiwajime – ale jeśli o siebie zadbasz, to szybciej
wyzdrowiejesz. Zacznij od zamknięcia tego okna.
Lekarz
powiedział, co miał do powiedzenia i zebrał się do wyjścia.
-
Dziękuje – zaczął Izaya przepraszająco, czym zatrzymał w
miejscu odchodzącego przyjaciela – Serio, dzięki Shinra.
-
Spoko, nie ma sprawy, taką mam pracę. - otworzył drzwi wyjściowe
i na odchodnym rzucił – Dbaj o siebie.
W
pokoju zapanowała niezręczna cisza. Przerwał ją niższy chłopak.
-
To ja wrócę do tego łóżka...
Ale
zanim jeszcze zrobił krok, zachwiał się. Nie upadł tylko dzięki
silnym ramionom blondyna, który wziął go na ręce i zaniósł do
sypialni.
-
Dzięki. - powiedział Izaya, kiedy Heiwajima okrywał go kołdrą.
Powinien tak leżeć, ale nie mógł zapomnieć o pracy. Pewne osoby
ciągle wymagały poznania i znalezienia. I to szybko.
-
Shizu-chan, przyniósłbyś mi laptopa?
W odpowiedzi dostał tylko dalekie od pobłażliwości spojrzenie.
piątek, 11 października 2013
Rozdział 4
Obudził
się czując ciepło na swojej twarzy. Kiedy otworzył oczy oślepiło
go światło wschodzącego słońca przebijające się przez wąskie
okno. Właśnie – wąskie. To nie było jego okno, a o ile dobrze
pamiętał, nie kazał zamurować połowy okien w swojej sypialni,
ani zmieniać koloru ścian. Nie był u siebie. 'Brawo za dedukcję,
geniuszu! - sarkastycznie pochwalił się w myślach – to było
bardziej niż oczywiste, a Ty przetwarzałeś to jak surowego
ziemniaka'. Przytłoczony swoją ociężałością psychiczną,
dopiero teraz poczuł jak bardzo boli go głowa, a ciało okazało
się dziwnie ciężkie. Podniósł się delikatnie i odnotował coś
jeszcze bardziej nienaturalnego – nie był w łóżku sam, a na
jego brzuchu spoczywała męska dłoń. Wyczuł, że coś próbuje
wydostać się z jego płuc. Zakaszlał ciężko i omal się nie
zakrztusił jednocześnie rejestrując, kim jest obce ciało
dzielące z nim sypialniany mebel. Gdyby miał na to siłę,
prawdopodobnie wyskoczyłby z łóżka albo przynajmniej krzyknął,
ale ani zatkany nos, ani niespokojne płuca nie pozwoliłyby na taki
zabieg, więc od razu go zaniechał. Teraz bardziej zainteresowany
niż przerażony pochylił się nad śpiącym jeszcze blondynem.
Nigdy nie miał okazji oglądać jego beztroskiego wyrazu twarzy,
więc teraz korzystał rejestrując każdy detal. Jego badania
przerwała kolejna fala kaszlu, którą ledwo powstrzymał od
uderzenia prosto w nos Heiwajimy, odwracając się i amortyzując
odgłos poprzez chowanie głowy w poduszkę. Jednak dźwięk ten
zaalarmował pogrążonego we śnie chłopaka na tyle, że zerwał
się gwałtownie. 'Cudowny widok – pomyślał z uśmiechem Izaya
obserwując zmieniający się wyraz twarzy Shizuo – skoro już
sobie uświadomił co i jak, to czas zadać kilka pytań'.
-
Dzień dobry Shizu-chan! - zawołał wesoło – to może mi powiesz
dlaczego tu jestem – miał na myśli mieszkanie – i dlaczego tu
jestem? – zaakcentował określenie miejsca wskazując na łóżko.
Blondyn
speszył się nieco, bo zeszłej nocy nie przyszło mu do głowy,
żeby przygotować odpowiedzi na pytania, które Izaya niewątpliwie
by zadał.
-
Jesteś tu – odpowiedział wskazując na mieszkanie – bo zabrałem
Twoje rozpływające się flaki z ulicy i pozwoliłem Shinrze je
poskładać właśnie tutaj. A jesteś tu – wskazał na łóżko –
bo gdzieś trzeba było pozwolić Ci spać.
Uradowany,
że jakoś z tego wybrnął zaczął wstawać, kiedy kolejne pytanie
zatrzymało go w miejscu.
-
A dlaczego jestem tu – również wskazał na łóżko – razem z
Tobą?
-
Dlatego, że ja też muszę gdzieś spać, a tak się składa, że to
moje łóżko.
Shizuo
zaczynał się złościć. W końcu nikt nie lubi odpowiadać na
niewygodne pytania, a świadomość, że każdy wyraz może zostać
użyty przeciwko niemu tylko podsycała uśpioną bestię.
-
A dlaczego „zbierałeś moje flaki z ulicy”? - zacytował go
Izaya, świadomy że wprawia go w zakłopotanie.
-
Dlatego, że na tyle jestem człowiekiem, by cieszyła mnie moja
zemsta na Izayi składającego się z głównie z wredoty i chamstwa,
a nie Izayi składającego się z gorączki i kaszlu!
Niemal
wykrzyczał mu to w twarz. Przez ułamek sekundy wydawało mu się,
że mimo uśmiechu w oczach Izayi pojawił się smutek, ale równie
szybko zniknął. Dreszcz przeszył jego ciało, kiedy zorientował
się jak podle go potraktował, nawet jeśli była to pijawka.
Przerwał rozmyślania, kiedy zobaczył chłopaka podnoszącego się
z łóżka chwiejnie i z grymasem na twarzy.
-
A Ty dokąd? Wracaj tu! - krzyknął Shizuo i chciał go chwycić za
rękę, ale Izaya sprytnie się wywinął. Mimo choroby zachował
odruchy obronne i był sobie za to niezwykle wdzięczny.
-
Wracam do domu, Schizu-chan. Mam dużo pracy, a nawet gdyby nie to,
to i tak nie zamierzam dłużej siedzieć Ci na głowie, nawet jeśli
wyrażasz na to wątpliwe chęci. Gdzie są moje ciuchy? - Izaya
silił się na obojętność i naturalny ton, ale było to dość
trudne przy tak słabym samopoczuciu.
Shizuo
zdążył już wyskoczyć z łóżka i pędzić za Izayą, który
popisywał się niesamowitą koordynacją w ucieczce.
-
Izaya stój do diabła!
-
Dobra, zapomnij o tych ciuchach, wezmę sobie coś Twojego i znikam –
otworzył szafę złapał pierwsze spodnie i bluzę, które znalazł.
Ale kiedy się odwrócił stanął twarzą w twarz z blondynem. -
Przepuść mnie z łaski swojej, Shizu-chan.
-
Po moim trupie. Wracasz do łóżka. - oznajmił, po czym podniósł
chłopaka, przerzucił go sobie przez ramię i zaniósł do sypialni.
Izaya
zwisał bezwładnie i czując zbliżającą się kapitulację zaczął
palcem rysować tylko sobie znane wzory na plecach Heiwajimy.
-
Co robisz? - spytał właściciel ów pleców.
-
Rysuję - padła spokojna odpowiedź.
'Głupie
pytanie, głupia odpowiedź. Mogłem nie zaczynać.' - pomyślał
Shizuo. Położył chłopaka na pościeli i wyczuwając podstęp
zapytał:
-
Mam Cię przywiązać?
-
No proszę, jednak s&m Cię kręci, Shizu-chan – z jego twarzy
nie schodził uśmiech – dobra, koniec zabawy, ja naprawdę muszę
już iść, więc do zobaczenia!
Zaczął
się podnosić, kiedy silne ręce przygwoździły go do pościeli.
-
Dotrze do Ciebie w końcu, że nie masz dość siły, żeby się
szwendać, że jesteś na to zbyt słaby?
-
Ale ja się świetnie czuję, Shizu-chan.
-
Udowodnij, to Cię puszczę.
-
Ale co?
-
Udowodnij, że czujesz się dobrze i wychodząc stąd nie narazisz
swojego zdrowia.
-
Niby jak? Przecież mówię, że czuję się świetnie.
-
Uważaj, bo uwierzę. Jeśli w ciągu 10 minut nie będzie oznak
choroby, to pozwalam Ci iść.
-
Dobra, zaraz wrócę do domku.
Izaya
uśmiechnął się pewnie, jednak już po minucie jego organizm
zbuntował się, a wstrzymywany kaszel dał o sobie znać ze zdwojoną
siłą. Shizuo puścił jego ręce i odsunął się nieznacznie
czekając, aż jego płuca pozwolą mu odetchnąć. A kiedy to
nastąpiło powiedział:
-
Skoro to już ustalone, to właź pod kołdrę.
-
Ale ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć! - zawołał za odchodzącym
chłopakiem – nigdy nie jestem w łóżku dłużej niż podczas
snu. Pozwól mi przynajmniej siedzieć w salonie – powiedział to
niemal błagalnym tonem.
Shizuo
spojrzał na niego w taki sposób, że nie mógł rozszyfrować czy
się zgodzi.
-
Dobra, ale siedzisz cicho i mi nie przeszkadzasz. Czekaj tu,
przyniosę Ci coś do ubrania.
-
Zgoda – wyraźnie się rozweselił.
Heiwajima
doskonale wiedział, że słowo bruneta jest warte tyle, co stare
skarpety, a o świętym spokoju może zapomnieć.
-
Nie idziesz dzisiaj do pracy? - dopytał Izaya.
-
Mam urlop, więc nie masz co liczyć na szansę ucieczki –
powiedział i wyszedł z pokoju.
czwartek, 12 września 2013
Rozdział 3
Nie
wiedział jakim cudem znaleźli się w jego mieszkaniu. Działał
zupełnie polegając na swoim instynkcie, a wtedy myślał tylko o
tym, by jak najszybciej zabrać Izayę z deszczu. Położył bruneta
na swoim łóżku, uprzednio pozbawiając go mokrego odzienia.
Chłopak mimo nieprzytomności trząsł się na całym ciele. Shizuo
założył mu swój podkoszulek, przykrył go dokładnie kołdrą, po
czym wyjął swój telefon i zadzwonił do Shinry.
-
Serio, wiele się w życiu naoglądałem, ale nigdy bym nie
przypuszczał, że nadejdzie dzień, kiedy zamiast się zabijać,
będziecie sobie ratować życie - monolog zdziwionego lekarza
zaczynał lekko działać Heiwajimie na nerwy.
-
Shinra, z łaski swojej zajmij się nim, zamiast skupiać się na
duperelach.
-
Jasne, no przecież wiem, ale to po prostu interesujące...
-
Jeszcze jedno słowo, a przyrzekam, że Cię uduszę – przerwał mu
znowu jasnowłosy.
Lekarz
odwrócił się znów w stronę pacjenta, tym razem z lekko obrażoną
miną.
-
Ma 42° stopnie gorączki, zapalenie płuc i wyziębiony organizm –
powiedział Kinshitani kładąc zimny okład na czole chorego –
będzie musiał kilka dni poleżeć w łóżku i czy Ci się to
podoba czy nie, zostanie tutaj, a Ty będziesz pilnował żeby nie
uciekł – widząc zbliżający się protest ze strony blondyna,
szybko dodał – po pierwsze dlatego, że jest w zbyt złym stanie
żeby ryzykować jego życiem przy przenoszeniu, a po drugie dlatego,
że nie potrafię sobie wyobrazić nikogo innego, kto będzie
potrafił go zatrzymać w mieszkaniu, kiedy się obudzi – 'Albo kto
tak go do tego podkusi' -pomyślał z przekąsem.
Zaaplikował
dożylnie kilka leków, po czym zaczął przyglądać się dłoni
nieprzytomnego chłopaka.
Shizuo,
wciąż nieco podirytowany, dopiero teraz zauważył dość głębokie
rozcięcie pod lewym kciukiem bruneta, ciągnące się aż na jego
nadgarstek. Czuł coś dziwnego, jakby poczucie winy, że do
przybycia lekarza nie owinął choć prowizorycznie zranienia.
'Idiotyzm! - upomniał się w myślach – to tylko głupie
skaleczenie.' Ale widząc okularnika oczyszczającego ranę, a
następnie bandażującego dłoń chłopaka, poczuł lekki skurcz
żołądka.
-
Wiesz Shizuo – zaczął Shinra – on się nie doprowadził do
takiego stanu w przeciągu godziny. Musiał się źle czuć
przynajmniej od wczoraj. Nie wiesz co się mogło stać?
-
Nie mam pojęcia i wiedzieć nie chcę. - zastanowił się chwilę –
Goniłem go wczoraj, rozlało się, więc wróciłem do domu, ale to
była chwila. Nie wiem, co on robił tyle czasu, żeby skończyć w
taki sposób, chociaż mogę zgadnąć, że rujnował komuś życie i
deszcz go w końcu wynagrodził? - zadał sarkastyczne pytanie
retoryczne, ale widząc poważną minę doktora przestał się
uśmiechać.
-
Cieszę się, że Cię to bawi, ale on mógł umrzeć, wiesz? Zresztą
te wasze głupie zabawy, tak czy inaczej, wprowadzą was do grobu.
Wpadnę jutro zobaczyć jak się czuje, do tego czasu się nie
pozabijajcie. Pilnuj go – rzucił na odchodnym i zamknął za sobą
drzwi.
Shizuo
został sam. Nie spuszczał wzroku z Izayi, wyglądał tak delikatnie
i niewinnie, tak nienaturalnie. Brakowało tego uśmiechu, brakowało
denerwujących komentarzy, brakowało... Izayi. Brunet poruszył się,
ale nie obudził. Mruknął coś pod nosem. Shizuo zbliżył się,
zobaczył drżące z zimna ciało chłopaka, sięgnął po koc i
okrył go, jednak chwilę później chłopak nadal się trząsł.
Blondyn nie wiedział, co robić, miał o niego zadbać, więc
zostawienie go samemu sobie nie wchodziło w grę. Jego umysł
podpowiedział mu rozwiązanie, jednak ten szybko odrzucił od siebie
taką możliwość. Spojrzał jeszcze raz na informatora. Zrzucił z
siebie koszulę i zdjął spodnie. Wszystkie jego mięśnie się
napięły. Nie wierzył, że to robi. Wsunął się pod kołdrę i
zbliżył do chłopaka. Skrzywił się czując jak bardzo zmarznięty
był brunet. Ostrożnie przyciągnął go do siebie i delikatnie
przytulił. Miał wrażenie, że tuli kostkę lodu. Nie wiedział,
czy to zadziała, ale chciał chociaż trochę go ogrzać. Kilka
minut później zobaczył jak się uspokaja, jak powoli zanurza się
w jego objęciach.
-
Shizu-chan... - mruknął nieświadomie Izaya.
Heiwajimę
zamurowało. 'Obudził się?' - pomyślał, ale słysząc miarowy
oddech przy swojej szyi stwierdził, że to niemożliwe. Jeszcze
chwile zastanawiał się, dlaczego Izaya miałby myśleć czy śnić
właśnie o nim, ale nie znajdując sensownego wyjaśnienia, objął
go nieco mocniej i zasnął.
piątek, 6 września 2013
Rozdział 2
Zabawne
jak życie nie lubi stosować się do próśb i czczych życzeń.
Taka była pierwsza myśl Izayi zaraz po przebudzeniu, kiedy to jego
chłodne zazwyczaj czoło okazało się nienaturalnie rozpalone.
Zaklął pod nosem. Ból głowy od poprzedniego wieczoru tylko się
nasilił, a jego ogólne samopoczucie dalekie było od codziennego
nastroju.
-
Kur... - zakaszlał – nawet poprzeklinać w spokoju nie można.
Po
chwili zaśmiał się pod nosem. 'Nawet mój organizm się burzy
przeciw wulgaryzmom.' W końcu to nie było w jego stylu i żadna
choroba nie może tego zmienić. Postanowił, że ani kaszel, ani
gorączka nie będą w stanie zatrzymać go w domu, a pozostanie z
dala od sprawdzonych metod walki z przeziębieniem będzie najlepsze
w jego przypadku. Ot tak da pstryczka w nos chorobie i wyzdrowieje
ciągle narażając swoje zdrowie. Kiedy jednak spróbował się
podnieść z łóżka, a pierwszym co poczuł były zawroty głowy,
zaczął jednak zastanawiać się nad pozostaniem wśród ciepłej
pościeli. Szybko odgonił od siebie te myśli, przypominając sobie
o pracy, którą musi wykonać, o człowieku, którego musi znaleźć.
Nie ma czasu na odpoczynek. Wstał z łóżka w obawie, że jego
organizm odmówi mu posłuszeństwa i skierował się do kuchni.
Zaparzył bardzo mocną kawę i w stanie surowym, nie dodawszy do
niej ani mleka, ani cukru, wypił dwa kubki tego specyfiku. O dziwo,
nie poczuł się ani odrobinę lepiej. Skrzywił się na swój stan i
przeklinając swój upór i masochistyczne zapędy, wrócił do
sypialni, gdzie patrząc tęsknie na łóżko, szybko się ubrał, a
następnie czym prędzej opuścił mieszkanie.
Czuł,
że dziś będzie dobry dzień. Przynajmniej dopóki nie spotka
Izayi. Po zeszło nocnej ulewie nie było ani śladu, a słońce
leniwie podnosiło się zza horyzontu. Shizuo lubił taką pogodę.
Wyszedł na balkon i paląc papierosa spoglądał w kierunku ogromnej
kuli ciepła. Zaciągnął się świeżym powietrzem i z zadowolonym
wyrazem twarzy wrócił do pokoju. Ciągle ciesząc się ładną
pogodą, pomyślał, że może dziś będzie na tyle dobry dzień, że
Izaya 'zapomni' pojawić się w Ikebukuro. Kto wie. Ubrał się i
wyszedł do pracy.
Zbliżał
się wieczór, a on nic nie załatwił. Zupełnie nic. Był w na tyle
beznadziejnym stanie, że nie mógł nikogo wypytać o oprychów, ani
o ich szefa, bo zwyczajnie zostałby wyśmiany i co gorsza pokazałby
jak bardzo jest słaby. Na widnokręgu pozostała już tylko różowa
pręga, która szybko pokrywała się chmurami. Izaya miał nadzieję,
że jest to zachmurzenie typowo nocne, a nie deszczowe. Same te obawy
wywołały potężne kichnięcie, od którego zgiął się w pół.
'Pieprzone choróbsko – zaklął, jednocześnie zdając sobie
sprawę, że od kiedy zachorował, zaczął przeklinać – Zabawne.'
Wolał myśleć, że padać nie będzie, bo musiał jeszcze zajrzeć
do Ikebukuro, nie tyle żeby podręczyć Schizu-chan (bo nawet na to
nie miał ochoty), ale żeby rozejrzeć się za idiotami, którym
pozwolił się wczoraj oddalić. Skoro i tak spędził cały dzień
poza domem, to nie zaszkodzi sprawdzić też to, a zaraz jak skończy
wróci do łóżka i chociaż trochę przygasi grasujące w nim
wirusy. Ruszył w stronę słynnej dzielnicy pierwszy raz modląc
się, aby nie spotkał Heiwajimy.
Shizuo
skończył pracę dokładnie w momencie, w którym zaczęła się
ulewa. Przeklinając pod nosem ruszył w stronę mieszkania,
zatrzymując się co jakiś czas pod zadaszonymi sklepikami, by
uniknąć chociaż trochę nadmiaru wody spadającego na jego głowę.
Stojąc pod jednym z nich rozejrzał się po okolicy. Jego uwagę
przyciągnęła niewielka postać siedząca pod ścianą w zaułku.
Wyglądała zupełnie jakby nie była świadoma moczącego ją
deszczu. Ponieważ jego ludzkie odruchy były o wiele silniejsze niż
był o to posądzany, postanowił ów osobie pomóc. Jeszcze nie
wiedział jak, ale przecież nie przejdzie obojętnie. Podbiegł do
zaułka osłaniając głowę kamizelką i stanął nad osobnikiem.
Pierwszym co rzuciło mu się w oczy i pierwszym, co go lekko
wmurowało w podłoże, była bluza z białym futerkiem wokół
kaptura. Szybko odgonił natłok myśli i stwierdziwszy, że to
zwykły przypadek, a ta osoba, to na pewno nie TA osoba, wyciągnął
rękę w jego kierunku i zdjął kaptur z głowy. Jego szok był
delikatnie mówiąc ogromny. Kiedy przeszła pierwsza fala zdziwienia
zaczął się zastanawiać, co Izaya robi w zaułku, przemoczony i
jakby nieświadomy padającego deszczu. Dopiero po chwili zorientował
się, że kleszcz wyglądał nieco nienaturalnie – jego policzki
były lekko zaróżowione, a oddech wydobywający się z jego ust był
ciężki i nieregularny. Nie wiedział, co robić, po prostu nie miał
pojęcia jak zareagować.
-
Izaya, durniu, obudź się! - powiedział pierwsze, co przyszło mu
do głowy, ale widząc brak odzewu przełamał się i dotknął jego
czoła. Wyczuł jak bardzo było rozpalone i zrozumiał, że nie jest
to kolejna z jego nienormalnych zabaw. Izaya nie udawał. Nie
zastanawiał się dłużej. Pochylił się i wziął chłopaka na
ręce. Zaczął biec, byle dalej od deszczu, byle tylko go od niego
uchronić.
czwartek, 29 sierpnia 2013
Rozdział 1
Noc.
Dokładnie taka jak każda poprzednia. Dokładnie taka jak każda
kolejna, według 'normalnego' schematu, powinna wyglądać. Dokładnie
taka jak według mieszkańców Ikebukuro była i będzie już zawsze
– wrzask, odgłos niszczonego metalu, popłoch i głośny śmiech.
Dokładnie taka jak zawsze..., a jednak być może pierwsza z wielu
nadchodzących, pierwsza zapowiadająca ciszę.
-
Shizu-chan, postaraj się bardziej, bo to się robi nudne! - zawołał
wesoło Izaya unikając kolejnego automatu lecącego w jego kierunku.
Skręcił w jedną z ciemnych alejek słysząc zbliżające się
kroki ścigającego go blondyna, jednocześnie spoglądając w
kierunku nieba. 'Zanosi się na deszcz – pomyślał – czas
kończyć zabawę.' Wiedział, że Heiwajima nie znosi deszczu, więc
prawdopodobnie zrezygnuje z pogoni, ale nie odejdzie, jeśli się go
odpowiednio wkurzy, więc lepiej zakończyć to na własnych
warunkach. Zatrzymał się i uśmiechnął się wyzywająco,
przywołując na twarz swoją najbardziej szyderczą maskę. Również
i mocno zdenerwowany Shizuo przystanął w niewielkiej odległości,
ściskając w dłoni żółty znak ostrzegawczy. 'Co za ironia' –
pomyślał Izaya i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
-
Znudziło Ci się uciekanie czy znowu coś knujesz? - zapytał
wkurzony blondyn – zresztą po co ja pytam, skoro Ty zawsze coś
knujesz – dodał, po czym zamachnął się na niego. Oczywiście
nie trafił. Brunet zaśmiał się głośno i już miał obrazić
przeciwnika jakąś wyszukaną obelgą, gdy zauważył, że ten
spogląda w niebo, a po kilku sekundach odwraca się i odchodzi.
Deszcz.
Izaya nie zauważył, kiedy zaczęło tak intensywnie padać. Nie
przeszkadzało mu to, kochał krople uderzające o jego ciało, a
jeszcze bardziej kochał obserwować uciekających przed nimi ludzi.
Ale w tej chwili tracił swoją ulubioną zabawkę, a nie mógł
sobie pozwolić na taką przegraną.
-
Uciekasz z podkulonym ogonem, Shizu-chan? Nie sądziłem, że trochę
wody jest w stanie pokonać słynną Bestię. Gdybym wiedział,
nosiłbym ze sobą wiaderko i byłoby po kłopocie! - bezczelnie kpił
za odchodzącym blondynem. Widział jak porzucony wcześniej znak
ponownie znalazł się w jego ręce, a po chwili wyślizgnął się i
zupełnie nie dotarł celu. Orihara znów się zaśmiał.
Shizuo
był mokry, zły i zmęczony, a ostatnią rzeczą której potrzebował
był drażniący go Izaya.
-
A jeb się! - wrzasnął blondyn. Odwrócił się i skierował się
do swojego mieszkania.
Izaya
stał jak wryty. 'Odpuścił mi? - zastanawiał się jakim cudem
Heiwajima zdobył się na takie opanowanie – zaskoczył mnie...
Shizu-chan mnie zaskoczył. Zaskoczył mnie!' Na jego twarzy pojawił
się uśmiech, który z każdą sekundą się poszerzał.
Stwierdziwszy, że zmókł już na tyle, że kolejne kilka minut na
deszczu może zaowocować chorobą, postanowił wrócić do
mieszkania, uradowany, że jego ukochana zabawka się nie zepsuła.
Shizuo
w końcu stanął przed drzwiami swojego domu. Wszedł do środka i
skierował się prosto do łazienki. Spojrzał w lustro tylko po to,
by zobaczyć mokre ciuchy oblepiające jego ciało w taki sposób, że
każdy mięsień był doskonale widoczny spod materiału. Czym
prędzej zdjął je z siebie i wszedł do kabiny prysznicowej.
Dopiero kiedy strużki ciepłej wody zaczęły torować sobie drogę
od głowy do stóp poczuł się rozluźniony. I dopiero w tym
momencie jego złość na Izayę jako winnego jego stanu, przeszła
mu całkowicie, kiedy uświadomił sobie, że mimo swojej ogromnej
władzy, nie potrafi on przywoływać deszczu. Chyba. W przypadku
Izayi nigdy niczego nie można być pewnym.
Już
od pewnego czasu potrafił się prawie całkowicie kontrolować, nie
tracił opanowania w pracy, ani przy zakupie papierosów, natomiast z
bardzo niezrozumiałych przyczyn nie potrafił zapanować nad sobą
przy Oriharze. Choć to też nie do końca tak. Nie potrafił się
powstrzymać od gonienia go, nie potrafił sobie odmówić rzucenia
czymś ciężkim w jego kierunku, ale to bardziej z przekory niż
realnej złości. Natomiast całe to bezsensowne ganianie traktował
bardziej jak zabawę, która go czasem irytuje i pozwala przynajmniej
mieć oko na Izayę, więc w tym czasie nikt niewinny nie ucierpi w
jego gierkach. Sam do końca nie wiedział, dlaczego tak jest, ale
był pewien, że przestał patrzeć na bruneta jak na osobistego
wroga. Przynajmniej po części. 'Po bardzo małej części – dodał
w myślach – cząstce, cząsteczce... cholera, nie ważne!'
Izaya
bardzo powoli zbliżał się do swojego mieszkania, a to głównie
dlatego, że co kilka kroków zatrzymywał się, aby obejrzeć z
bliska różnego rodzaju ludzkie dramaty. Właśnie obserwował
chłopaka wrzeszczącego z całych sił na swoją dziewczynę, którą
obwiniał za bycie bardziej suchą niż on. Tłumaczyła mu uparcie,
że z przezorności wzięła ze sobą parasol, lecz chłopak widać
był zbyt głupi na logiczne zachowania. W efekcie ów kobietę
rzucił. 'Zawiniła byciem inteligentną i rozsądną – pomyślał
z rozbawieniem Izaya – ludzie są tacy śmieszni'. Już miał
odejść, bo deszcz nie przestawał go atakować, aż nadto obficie,
kiedy za swoimi plecami usłyszał strzępki rozmowy, z czego był w
stanie wyodrębnić tylko jedno słowo – w sumie jedyne, które go
interesowało – 'Heiwajima'. Zaintrygowany podszedł bliżej,
zachowując bezpieczną odległość od grupki oprychów.
-
Łatwiej będzie go załatwić, kiedy będzie zmęczony po robocie.
Poza tym, jeśli zaatakuje go Orihara, to po takiej gonitwie będzie
praktycznie bez sił. Wtedy będzie nasza najlepsza szansa. -
powiedział wysoki szatyn.
-
Trzeba będzie obserwować Oriharę i zwabić go do Ikebukuro w dniu
ataku, żeby to wszystko zgrało się w czasie i jednocześnie nie
spuszczać oka z tego potwora – tym razem odezwał się piegowaty
grubas.
Izaya
poczuł rosnącą irytację. 'Taki pacan nazywa mojego Shizu-chana
potworem? No szczyt wszystkiego!' Chciał wyjść z ukrycia i ich
wszystkich skutecznie unieszkodliwić, kiedy powstrzymało go kolejne
zdanie szatyna.
-
Mam jutro odebrać cały sprzęt od szefa, więc będziemy mogli od
razu rozpocząć obserwację. Powiedzmy, że równo za tydzień się
go pozbędziemy.
Izaya
poczuł dreszcz przechodzący wzdłuż jego kręgosłupa. 'Zlecenie
na Schizu-chana? Ten ktoś wie, co robi. - pomyślał Izaya cichutko
się wycofując. – No nic, mam jeszcze tydzień na znalezienie tego
kogoś. Chętnie bym ich pośledził, ale... - kichnął – nie mam
już dzisiaj na to siły. Jutro się tym zajmę.' Na powrót znalazł
się na głównej ulicy. Głowa go rozbolała. Jego zgrabne zazwyczaj
ruchy teraz zostały zastąpione nieco chwiejnym krokiem. Zaklął
pod nosem, kiedy wszedł w kolejną kałużę. Czuł się coraz
gorzej. W końcu dotarł do Shinjuku, wszedł do mieszkania, wziął
ciepłą kąpiel, wypił gorącą herbatę i wmawiając sobie, że
jutro na pewno poczuje się lepiej, schował się pod kołdrą i
zasnął.
piątek, 23 sierpnia 2013
Wstęp
Witam, na wstępie informuję, że jest to blog poświęcony paringowi ShizuoxIzaya, tak więc już w najbliższej przyszłości pojawi się tutaj pierwszy rodział opowiadania z tymi bohaterami właśnie. Z góry informuję, że będzie to historia zawierająca yaoi, dlatego wszystkim, którym to przeszkadza od razu radzę wyjść. Pozostałych (o ile tacy się pojawią :D) z całego serca witam i mam nadzieję, że blog się spodoba. Nie pozostaje mi nic jak tylko życzyć wszystkim ciekawej lektury :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)