czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 1

Noc. Dokładnie taka jak każda poprzednia. Dokładnie taka jak każda kolejna, według 'normalnego' schematu, powinna wyglądać. Dokładnie taka jak według mieszkańców Ikebukuro była i będzie już zawsze – wrzask, odgłos niszczonego metalu, popłoch i głośny śmiech. Dokładnie taka jak zawsze..., a jednak być może pierwsza z wielu nadchodzących, pierwsza zapowiadająca ciszę.

- Shizu-chan, postaraj się bardziej, bo to się robi nudne! - zawołał wesoło Izaya unikając kolejnego automatu lecącego w jego kierunku. Skręcił w jedną z ciemnych alejek słysząc zbliżające się kroki ścigającego go blondyna, jednocześnie spoglądając w kierunku nieba. 'Zanosi się na deszcz – pomyślał – czas kończyć zabawę.' Wiedział, że Heiwajima nie znosi deszczu, więc prawdopodobnie zrezygnuje z pogoni, ale nie odejdzie, jeśli się go odpowiednio wkurzy, więc lepiej zakończyć to na własnych warunkach. Zatrzymał się i uśmiechnął się wyzywająco, przywołując na twarz swoją najbardziej szyderczą maskę. Również i mocno zdenerwowany Shizuo przystanął w niewielkiej odległości, ściskając w dłoni żółty znak ostrzegawczy. 'Co za ironia' – pomyślał Izaya i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Znudziło Ci się uciekanie czy znowu coś knujesz? - zapytał wkurzony blondyn – zresztą po co ja pytam, skoro Ty zawsze coś knujesz – dodał, po czym zamachnął się na niego. Oczywiście nie trafił. Brunet zaśmiał się głośno i już miał obrazić przeciwnika jakąś wyszukaną obelgą, gdy zauważył, że ten spogląda w niebo, a po kilku sekundach odwraca się i odchodzi.
Deszcz. Izaya nie zauważył, kiedy zaczęło tak intensywnie padać. Nie przeszkadzało mu to, kochał krople uderzające o jego ciało, a jeszcze bardziej kochał obserwować uciekających przed nimi ludzi. Ale w tej chwili tracił swoją ulubioną zabawkę, a nie mógł sobie pozwolić na taką przegraną.
- Uciekasz z podkulonym ogonem, Shizu-chan? Nie sądziłem, że trochę wody jest w stanie pokonać słynną Bestię. Gdybym wiedział, nosiłbym ze sobą wiaderko i byłoby po kłopocie! - bezczelnie kpił za odchodzącym blondynem. Widział jak porzucony wcześniej znak ponownie znalazł się w jego ręce, a po chwili wyślizgnął się i zupełnie nie dotarł celu. Orihara znów się zaśmiał.
Shizuo był mokry, zły i zmęczony, a ostatnią rzeczą której potrzebował był drażniący go Izaya.
- A jeb się! - wrzasnął blondyn. Odwrócił się i skierował się do swojego mieszkania.
Izaya stał jak wryty. 'Odpuścił mi? - zastanawiał się jakim cudem Heiwajima zdobył się na takie opanowanie – zaskoczył mnie... Shizu-chan mnie zaskoczył. Zaskoczył mnie!' Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który z każdą sekundą się poszerzał. Stwierdziwszy, że zmókł już na tyle, że kolejne kilka minut na deszczu może zaowocować chorobą, postanowił wrócić do mieszkania, uradowany, że jego ukochana zabawka się nie zepsuła.

Shizuo w końcu stanął przed drzwiami swojego domu. Wszedł do środka i skierował się prosto do łazienki. Spojrzał w lustro tylko po to, by zobaczyć mokre ciuchy oblepiające jego ciało w taki sposób, że każdy mięsień był doskonale widoczny spod materiału. Czym prędzej zdjął je z siebie i wszedł do kabiny prysznicowej. Dopiero kiedy strużki ciepłej wody zaczęły torować sobie drogę od głowy do stóp poczuł się rozluźniony. I dopiero w tym momencie jego złość na Izayę jako winnego jego stanu, przeszła mu całkowicie, kiedy uświadomił sobie, że mimo swojej ogromnej władzy, nie potrafi on przywoływać deszczu. Chyba. W przypadku Izayi nigdy niczego nie można być pewnym.
Już od pewnego czasu potrafił się prawie całkowicie kontrolować, nie tracił opanowania w pracy, ani przy zakupie papierosów, natomiast z bardzo niezrozumiałych przyczyn nie potrafił zapanować nad sobą przy Oriharze. Choć to też nie do końca tak. Nie potrafił się powstrzymać od gonienia go, nie potrafił sobie odmówić rzucenia czymś ciężkim w jego kierunku, ale to bardziej z przekory niż realnej złości. Natomiast całe to bezsensowne ganianie traktował bardziej jak zabawę, która go czasem irytuje i pozwala przynajmniej mieć oko na Izayę, więc w tym czasie nikt niewinny nie ucierpi w jego gierkach. Sam do końca nie wiedział, dlaczego tak jest, ale był pewien, że przestał patrzeć na bruneta jak na osobistego wroga. Przynajmniej po części. 'Po bardzo małej części – dodał w myślach – cząstce, cząsteczce... cholera, nie ważne!'
Izaya bardzo powoli zbliżał się do swojego mieszkania, a to głównie dlatego, że co kilka kroków zatrzymywał się, aby obejrzeć z bliska różnego rodzaju ludzkie dramaty. Właśnie obserwował chłopaka wrzeszczącego z całych sił na swoją dziewczynę, którą obwiniał za bycie bardziej suchą niż on. Tłumaczyła mu uparcie, że z przezorności wzięła ze sobą parasol, lecz chłopak widać był zbyt głupi na logiczne zachowania. W efekcie ów kobietę rzucił. 'Zawiniła byciem inteligentną i rozsądną – pomyślał z rozbawieniem Izaya – ludzie są tacy śmieszni'. Już miał odejść, bo deszcz nie przestawał go atakować, aż nadto obficie, kiedy za swoimi plecami usłyszał strzępki rozmowy, z czego był w stanie wyodrębnić tylko jedno słowo – w sumie jedyne, które go interesowało – 'Heiwajima'. Zaintrygowany podszedł bliżej, zachowując bezpieczną odległość od grupki oprychów.
- Łatwiej będzie go załatwić, kiedy będzie zmęczony po robocie. Poza tym, jeśli zaatakuje go Orihara, to po takiej gonitwie będzie praktycznie bez sił. Wtedy będzie nasza najlepsza szansa. - powiedział wysoki szatyn.
- Trzeba będzie obserwować Oriharę i zwabić go do Ikebukuro w dniu ataku, żeby to wszystko zgrało się w czasie i jednocześnie nie spuszczać oka z tego potwora – tym razem odezwał się piegowaty grubas.
Izaya poczuł rosnącą irytację. 'Taki pacan nazywa mojego Shizu-chana potworem? No szczyt wszystkiego!' Chciał wyjść z ukrycia i ich wszystkich skutecznie unieszkodliwić, kiedy powstrzymało go kolejne zdanie szatyna.
- Mam jutro odebrać cały sprzęt od szefa, więc będziemy mogli od razu rozpocząć obserwację. Powiedzmy, że równo za tydzień się go pozbędziemy.
Izaya poczuł dreszcz przechodzący wzdłuż jego kręgosłupa. 'Zlecenie na Schizu-chana? Ten ktoś wie, co robi. - pomyślał Izaya cichutko się wycofując. – No nic, mam jeszcze tydzień na znalezienie tego kogoś. Chętnie bym ich pośledził, ale... - kichnął – nie mam już dzisiaj na to siły. Jutro się tym zajmę.' Na powrót znalazł się na głównej ulicy. Głowa go rozbolała. Jego zgrabne zazwyczaj ruchy teraz zostały zastąpione nieco chwiejnym krokiem. Zaklął pod nosem, kiedy wszedł w kolejną kałużę. Czuł się coraz gorzej. W końcu dotarł do Shinjuku, wszedł do mieszkania, wziął ciepłą kąpiel, wypił gorącą herbatę i wmawiając sobie, że jutro na pewno poczuje się lepiej, schował się pod kołdrą i zasnął.

2 komentarze:

  1. Bardzo fajne *^* I zgaduję, że Izaya będzie chory ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Iza-chan chory? :< świetne opowiadanko ~ to dopiero pierwszy rozdzialik a już zaczyna się jakaś akcja :) To mój pierwszy komentarz tutaj i nie obiecuje, że będzie ich dużo więcej, bo komentarze z jakiegoś powodu mogę pisać tylko z telefonu a czytam na komputerze ale jeżeli opowiadanie zrobi na mnie duże wrażenie to z pewnością tu wrócę. ^^ Sasha-chan. Ahh ps : zapraszam do mnie shizaya-wedlug-sashy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń