poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 9

I tak, znowu po czasie <wzdycha>, i tak, znowu za krótki - teraz to juz wyjatkowo <wzdycha>, i tak, znowu nic się nie dzieje <wzdycha>. Chce się Wam to jeszcze czytać? :D Zmieniłam trochę koncepcję i nie wiem co z tego wyjdzie, ale zobaczymy :D Od razu informuję, że kolejna notka (tym razem z prawdziwego zdarzenia - z akcją, akcją i akcją) pojawi się w połowie lutego, czyli za niecały miesiąc, a potem już regularnie :D

Okrążył Ikebukuro jakieś 23 razy zanim postanowił wrócić do swojego mieszkania. Silne podmuchy wiatru mierzwiły jego jasne włosy, ale nie przeszkadzało mu to, a nawet działało uspokajająco. Nie przeszkadzały mu też setki spojrzeń rzucane w jego kierunku, już mniej więcej od czwartej rundy dookoła miasta. Nie miał nawet siły się zirytować, Izaya doszczętnie pozbawił go pary. A najgłupsze w tym wszystkim było to, że on rzeczywiście miał rację. Co za nowość – zadrwił z siebie w myślach – przecież Izaya zawsze ma rację, Izaya wie wszystko, w końcu Izaya jest bogiem! Zaśmiał się pod nosem. Doskonale wiedział, kim jest Izaya. Pewnie zna go lepiej niż ktokolwiek inny, a mimo to pozwolił sobie wziąć za pewnik, że w tej gnidzie jest coś więcej. Coś, czego nikomu nie pozwoliłby zobaczyć. Izaya miał co do niego rację, był głupi i łatwowierny. W końcu jak bardzo trzeba być naiwnym, żeby po kilku dniach spędzonym z wrogiem, przestać myśleć o nim w kategoriach nieprzyjaciela, a nawet zacząć usprawiedliwiać go przed samym sobą. Przecież wiedział, wiedział doskonale, jak idiotyczne było pozwalać Izayi targać jego życiem. Nie było to coś nowego, ale dopóki zaczynało i kończyło się na ulicy, nie miało tak prywatnego znaczenia. Żałował okropnie, że zgodził się na pomysł Shinry. Teraz jednak musiał zmierzyć się z rzeczywistością. Zatrzymał się przed drzwiami do swojego mieszkania. Nie miał najmniejszej ochoty na kolejną konfrontację z Izayą, ale wiedział, że im szybciej to załatwi tym lepiej. Nacisnął klamkę i wszedł spokojnym krokiem do środka. Rozejrzał się po mieszkaniu i ze zdziwieniem odkrył, że jest w nim zupełnie sam. Zarówno laptop jak i reszta rzeczy Izayi zniknęły. Przypomniał sobie pudło, którego 'zażyczył' sobie Wielmożny Informator – było nieporęczne i dla tak niepostawnej osoby, jaką był Izaya, zdecydowanie za ciężkie. Poczuł niechcianą falę troski i natychmiast się upomniał. Nie było sensu użalać się nad kimś, kto dla nikogo nie ma współczucia. Zresztą pewnie wynajął sobie jakiegoś sługusa do pomocy, tragarza czy bóg wie kogo. W końcu nigdy nie miał oporów przed wykorzystywaniem innych do swoich potrzeb. Wraz z tą myślą Shizuo poczuł lekką odrazę w stosunku do bruneta. Zasłużył sobie na wszystko co najgorsze na tym świecie i oby go to spotkało. Podszedł do okna i otworzył je szeroko. Chciał wywietrzyć wszechobecny zapach Izayi, który przyprawiał go o ból głowy.

Aby uniknąć niepotrzebnych pytań był zmuszony radzić sobie samemu, ze swoimi klamotami. Oczywiście, mógł bez problemu załatwić sobie pomoc, ale osłupienie w jakim trwałby każdy, kto zobaczyłby go w mieszkaniu Heiwajimy, po pierwsze: trwałoby za długo i po drugie: plotki rozniosłyby się szybciej niż jego bagaże trafiłyby do jego mieszkania. A tego chciał za wszelką cenę uniknąć. Już dość czasu zmarnował. Do wyznaczonego dnia zasadzki zostało już tylko trzy dni, a Izaya nie zdążył nawet zacząć swoich przygotowań. Co prawda, udało mu się znaleźć tajemniczego Pana X, który przestał być tak tajemniczy jak się wydawał, ale to w żaden sposób nie przybliżało go do zapobiegnięcia katastrofie. Wyniósł niebotycznie ciężki karton i postawił za drzwiami mieszkania blondyna. Wyprostował się i z westchnieniem spojrzał na ogrom schodów, po których musiał zejść. Jeszcze dobrze nie zaczął wracać do mieszkania, a już zdążył solidnie się spocić. Najdłuższe 20 minut jego życia dobiegło końca, a Izaya wreszcie dumnie stanął na parterze. Poczuł piekący ból w lewym nadgarstku. Zobaczył czerwoną plamkę na bandażu. Właściwie powinien się tego spodziewać – nienaturalne wygięcie nadgarstka + nadmierne napięcie mięśni + wcześniejsza rana = dają właśnie taki efekt. Lepiej się nie zastanawiać, jak to będzie wyglądało, kiedy dotrze do swojego mieszkania. Sapiąc ciężko i opierając się o ścianę, doszedł do wniosku, że braknie mu życia i kości do złamania zanim jakimś cudem dotrze do Shinjuku. Jako doskonały strateg, nie ugiął się pod ciężarem niespodziewanych anomalii i stworzył nowy, lepszy (przynajmniej dla jego kręgosłupa) plan. Postanowił przejść trzy ulice (skrótami oczywiście) od mieszkania blondyna, zadzwonić po jakiegoś przygłupa, który uwierzy w byle bzdurę – no bo serio, kto się nie będzie zastanawiał nad tym, co Izaya robił w Ikebukuro z ważącym tonę pudłem ograniczającym jego mobilność, w czasie gdy bestia mogła wyjść zza każdego rogu? - a następnie nie czekając w miejscu, przebyć kolejne dwie ulice i spokojnie znaleźć się na umówionym miejscu. Genialne. Odepchnął się od ściany i pchnął drzwi wyjściowe. Cofnął się jednak szybko pod wpływem silnego podmuchu wiatru. Zamknął je z powrotem i ciężko się o nie oparł. Już wyobrażał sobie gderanie Shinry rozwodzącego się nad jego głupotą 'jak można było mokrym wyjść na zewnątrz w taką pogodę'. Trudno, dzisiaj musi być głupi i do tego szybki, bo pierwotniak może wrócić w każdej chwili. A tego za wszelką cenę musiał uniknąć. Otworzył ponownie drzwi i przymknął oczy przed mocniejszym powiewem, podniósł pudło i opuścił budynek.

Niespecjalnie zdążył zrobić cokolwiek, nacieszyć się ciszą, zapalić papierosa, napić herbaty, gdy zadzwonił telefon. Niespodziewanie dzwonek, który do tej pory był jego ulubioną melodią okazał się niezwykle irytujący, jak zresztą wszystko dookoła. I nie zawahałby się stwierdzić, że winny temu był nie kto inny jak Izaya. Z wielką irytacją odebrał telefon.
- Cześć Shizuo, już myślałem, że nie odbierzesz! Co takiego robisz, że nie masz czasu klawisza na telefonie nacisnąć? Czekaj, nie pozabijaliście się z Izayą, co?
- Nie Shinra, na nieszczęście menda żyje i całkiem sprawnie funkcjonuje.
Heiwajima nawet nie próbował kryć się ze swoją irytacją, co nie uszło uwadze lekarza.
- Na pewno wszystko w porządku? Nie brzmisz za dobrze. Może Izaya Cię zaraził? Jak on się ma w ogóle? - w głosie Kinshitaniego było słychać troskę.
- Coś w tym może być, roznosi zarazę jaką jest od urodzenia i przez niego wszyscy czują się źle. Nie wiem jak się ma i mnie to w ogóle nie obchodzi. Zebrał dupę i prawdopodobnie wyruszył niszczyć ludziom życia.
- Ej, no nie żartuj sobie! Kiedy wyszedł? Jak się czuł? Nie miał gorączki?
- Dość! - grad pytań lekarza dodatkowo go wkurzył – Nie wiem jak to chodzące zło się czuje, czuło i będzie czuć, ale wiem, że Izayi nigdy nie obchodziło, co się dzieje z jego ofiarami, więc mnie też nie będzie obchodzić czy zdycha w rowie czy może ktoś w końcu się na nim zemścił!
Szybko się rozłączył. Nie chciał słuchać wykładu o wyjątkowym zachowaniu wobec chorego, który niewątpliwie zaraz by nastąpił. Wyłączył telefon, aby zapobiec kolejnym rozmowom. Otworzył okno i zapalił papierosa.

8 komentarzy:

  1. yay pierwsza~!
    Ty wredna Kazać mi tyle czekać na nowy rozdział,,, Menda z ciebie a to ja jestem porównywana do Iazyi XD I trzymam za słowo jeśli chodzi o następną notkę i taak wiem Sesja XD

    Dobra powracając do notki
    COO!? Izaya spierdolił? Hahaha Biedny Shizuś nie ma na kim się wyżyć. Krótka to fakt ale jest! To najważniejsze! Kurde Jaram się tą notką jak dziecko zapalniczką. Ahh ja chce lięcej Leech daj reszte. Zbyt kocham to opowiadanie XD

    Pozdrawiam i życzę mega weny~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeeey, bo ja tu czekam na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
  3. No ej, ja tu z utęsknieniem czekam na kolejną notkę, nooo~! ~ Magg.

    OdpowiedzUsuń
  4. A gdzie ciag dalszy?... :c

    OdpowiedzUsuń
  5. Napiszesz dalej ?????

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest super*^*, ale... Gdzie ciąg dalszy?;-;

    OdpowiedzUsuń