Taa, jakby się tu wytłumaczyć? No nie ma dobrej opcji, wiem. Po prostu przystawiło mi, dokładniej Izaya mi przystawił. Nie wiedziałam jak chce go nakreslić, w jaki sposób przedstawić i codziennie siadając do pisania byłam pewna, że tego dnia dodam notkę, ale niestety tak się nie działo, bo sama nie wiedziałam, jak chcę to napisać. Efekt jest taki, że jest chaos. Sama nie za bardzo wiem, o czym pisałam ten rodział. No, ale jest. Tragiczny, ale jednak :D Przepraszam wszystkich czytających za to opóźnienie i obiecuję się poprawić, słowo harcerza, którym nigdy nie byłam :D Następne notki, będą pojawiać się w niedziele, dlatego, że czasem w piątki, po prostu nie spotykam się z komputerem, stąd też niedziela. Od razu informuję, że nie będzie nowego rozdziału w najbliższą niedzielę, gdyż mam nawał pracy. To tyle informacji. Zapraszam do czytania :)
Ten
dzień był... dziwny. Nic, według Izayi, nie mogło lepiej go
opisać. Kiedy zeszłej nocy okazało się, że nie dane mu będzie
zasnąć ponownie, bez wahania skorzystał z okazji, jaką było
uwolnienie spod ramienia pewnego blondyna i postanowił zabrać się
do pracy. Cicho jak kot zsunął się z posłania, chwycił laptopa i
przeszedł do salonu, w którym w miarę wygodnie ułożył się na
kanapie i owijając się kocem uruchomił komputer. Nie zważał na
czas jak zwykle pochłonięty swoim zajęciem, jednak każdy odruch
senny, chrapnięcie czy głębsze wciągnięcie powietrza przez
osobnika w łóżku, wywoływało w nim uśpione odruchy. Izaya dawno
zapomniał jak to jest odczuwać dreszcz emocji pnący się wzdłuż
kręgosłupa, przy każdej naturalnej zmianie otoczenia. W tej chwili
tę zmianę stanowiła Złotowłosa Śpiąca Królewna. 'Może
bardziej wiercąca się niż śpiąca' – pomyślał z uśmiechem
Izaya. Szybko jednak utracił swoje zadowolenie, kiedy ów panna
zaczęła wykazywać nienaturalną nadpobudliwość. Cóż, w
przypadku Shizuo Heiwajimy wszystko było nienaturalne, ale teraz
nawet jak na niego to było za dużo. Każdy szelest pościeli
stawiał w czujności jego zmysły, raptownie podnosił głowę, a
całe jego ciało się spinało. Nie podobało mu się to, co się z
nim działo. Czemu tak reagował? Teraz bardziej zaintrygowany niż
zirytowany, szukał logicznej diagnozy własnego stanu, której być
może wolałby nie znaleźć. Wniosek: dał się zaskoczyć. Dał się
zaskoczyć, a to się nigdy nie powinno zdarzyć w jego przypadku.
Niedobrze. Mleko się rozlało, ale teraz nie za bardzo może
działać, żeby zminimalizować skutki. Co ten Shizu-chan sobie
myślał? Chciał go uciszyć, może zaskoczyć i zwyciężyć? O co
mu chodziło? Znów usłyszał szelest pościeli. Uśmiechnął się
pod nosem. Może śnił na jawie i dlatego się tak zachował?
Zabawne księżniczko, zabawne. Nie wierć się tak, bo i tak się
nie obudzisz dopóki jakiś niedoszły samobójca nie postanowi
spróbować Cię poskromić. HAHAHAHA – Izaya miał mnóstwo zabawy
wyobrażając sobie, każdego śmiałka ginącego w wyniku uduszenia
przez śpiącego osobnika. A może to zadziałało w drugą stronę?
Może przez ten pocałunek zaśniesz na wieki, Shizu-chan? Pomyśleć,
że sam byś sobie zgotował ten los, ale zachowałbym w tym swój
udział, więc... Mina mu zrzedła, kiedy przypomniał sobie jeszcze
raz te sytuacje. Jak mógł się tak odsłonić, jak mógł opuścić
maskę, jak mógł dać się ponieść emocjom? Co go napadło? Był
zły, ale to i tak nie powinno się nigdy wydarzyć. Był pewien, że
gdyby ktokolwiek inny był wtedy na miejscu Shizu-chana, udałoby mu
się zachować rezon. Ale tak się oczywiście nie stało. I teraz
musiał ponieść dodatkowe konsekwencje. Nie uśmiechało mu się
to. Mało, że Heiwajimie coś odbiło z tym zbliżeniem, to jeszcze
czeka go życie ze świadomością, że opuścił gardę przy swoim
największym wrogu i nie miał pojęcia jak ten może zechcieć to
wykorzystać. Ta myśl wprowadziła zamęt do jego umysłu. Drążąc
głębiej we własnej psychice, doszedł do wniosku, że ostatnio
rzadko określał blondyna swoim zagorzałym wrogiem. Nie myślał
też o nim w pozytywnych kategoriach, ale Heiwajima stał się dla
niego bardziej neutralny niż skonkretyzowany. Co mogło do tego
doprowadzić? Może to, że w trakcie jego choroby ten ani razu nie
próbował go zabić czy zranić dając znać o dość ludzkiej
zresztą cesze – nie kopania leżącego. Na samo wspomnienie
wydarzeń ostatnich dni Izaya zakaszlał sucho. Efekt placebo w
pełnej krasie. A był pewien, że już wrócił do pełni sił. No
może nie pełni – przyznał przed samym sobą – ale sądził, że
odzyskał tak 70-80% sprawności. Jednak okazało się inaczej.
Znowu. Jak on tego nie znosił. Wrócił do swoich rozważań. Może
patrzył na niego inaczej, bo miał okazję przyjrzeć się z bliska
trybowi życia tego głupka. Znów się uśmiechnął. Od kiedy
używał wyzwisk w stosunku do tego pajaca nie żeby go obrazić, ale
ledwie szturchnąć i to bardziej z politowaniem i rozbawieniem? Za
bardzo opuściłeś gardę Izaya – upomniał się w myślach.
Usłyszał o wiele głośniejsze od poprzednich odgłosy dochodzące
z sypialni, a kilka sekund później zobaczył ubierającego się w
biegu blondyna, kierującego się do wyjścia. Następnym co usłyszał
było głośne trzaśnięcie drzwi. Co to miało być? Zdziwienie nie
znikało z twarzy bruneta przez kilka minut. Przyszły mu na myśl
tylko trzy wnioski. Pierwszy: Heiwajimie odbiło, drugi: jeszcze się
nie obudził, a śniło mu się, że skończyły mu się papierosy i
wyszedł uzupełnić zapasy i trzeci: usilnie starał się unikać
Izayi. Logiczna wydawała się tylko ostatnia opcja, chociaż każda
z nich mogła mieć w sobie coś z prawdy. Postawił jednak na
trójkę. Patrząc wstecz na tę sytuację to była ona nawet
zabawna. Heiwajima najwyraźniej był tak zamyślony w swoim
postanowieniu, że nie tylko nie zauważył nieobecności Izayi obok
niego w łóżku, ale przechodząc przez salon do wyjścia, również
nie dostrzegł jego osoby. Cóż, to dowodzi, że jak się czegoś
bardzo nie chce widzieć, to można tego nie dostrzec. Tylko o co się
właściwie rozchodziło? O ten głupi pocałunek? W sumie sam nie
wiedział, co miał myśleć o nocnym zachowaniu tego głupka, ale
uznał, że najlepszym wyjściem będzie to zignorować, bo w
przeciwnym wypadku może dojść do niechcianych wniosków, a tego za
wszelką cenę chciał uniknąć. Jedyny wniosek, na który mógł
sobie pozwolić, to to, że w tym wyjątkowym wypadku wolał nie
wiedzieć. Tak, on – informator, wolał nie wiedzieć. Ale patrząc
na to z drugiej strony, taki jednokomórkowiec jak Shizuo niczym go
nie zaskoczy, więc lepiej pozostać przy niewiedzy. Ten jeden raz
zrobi sobie wyjątek. Ciekawiło go raczej cóż to za emocje mogły
targać teraz silnym ciałem blondyna. Może Heiwajima dostrzegł, co
prawda po fakcie, ale jednak, że bliższe stosunki z wrogiem są z
lekka mówiąc, niebezpieczne? Niee, jest głupiutki, ale wiedział
od początku z kim ma do czynienia. A może... Aaaaaaa! Nie będzie
się zastanawiał nad tym cymbałem, bo żadnym sposobem nie zniży
się wystarczająco żeby zrozumieć psychikę debila. Do tego zaraz
sam oszaleje. Koniec tematu. Musi się zająć pracą. Podniósł
głowę i zorientował się, że tak pochłonęły go myśli o
przygłupim blondynie, że nie zwrócił uwagi na promienie słoneczne
wkradające się wszelkimi szczelinami do pokoju. Spojrzał na
zegarek w dole ekranu. 6.37. No tak, spędził dwie godziny gapiąc
się w przestrzeń, myśląc o niczym i tracąc czas. Pięknie.
Wyprostował się i podnosząc ręce do góry zaczął rozciągać
zastygłe mięśnie, czemu nie omieszkały towarzyszyć odgłosy
chrupiącego kręgosłupa. Złączył dłonie i wywijając nadgarstki
pod wieloma kątami je również rozgrzał i nastawił, a następnie
układając palce na klawiaturą przygotował się do pisania. To nie
tak, że wiedział, co nadciąga. Takie zgranie w czasie. Zanim
zdążył nacisnąć pierwszy klawisz, usłyszał nienaturalnie ciche
skrzypnięcie drzwi wejściowych. I właśnie dlatego, że nie było
wielkiego BUM, czekał na nadchodzącą kontynuację ciągle w tej
samej pozycji. Jego palce nadal zwisały nad klawiaturą, a on sam
pozornie patrzył w ekran. Widząc się z dystansu, sam by nie
uwierzył, że rzeczywiście jest czymś zajęty. Nie zdziwiło go
więc, że i Shizuo tego nie kupił, co mógł bezsprzecznie
stwierdzić patrząc na wszechobecne zdziwienie na jego twarzy. Za
późno by się kryć, trzeba grać do końca.
-
Co tam, Shizu-chan? Gdzie Cię poniosło tak wcześnie z rana? -
zapytał. Nie omieszkał dołączyć do kompletu swojego ulubionego
uśmiechu.
Ciągle
pozostawało jedno pytanie: jakim cudem przeszli od niezręcznej
sytuacji do brutalnych pocałunków?
Tu
właśnie Izayi dość mocno przystawiło. I choć można by to wziąć
zupełnie dosłownie zważywszy na fakt, że ciągle był mocno
dociskany do ściany przez ciało drugiego osobnika, to jednak nie
był w stanie spokojnie doszukać się sensu w tej dziwnej sytuacji.
Nie pomagały też gorące wargi intensywnie miażdżące jego
własne. Nie pomagał chaos rodzący się w jego głowie pod wpływem
silnych doznać emocjonalnych. I, o święci, bogowie, czy ktokolwiek
siedzący tam na górze, nie pomagał sam Shizuo podtrzymując go
kilka centymetrów nad ziemią, przy okazji drażniąc jego skórę
pleców swoimi szorstkimi dłońmi i napierając na niego swoim
ciałem. Jak to się do cholery stało? Orihara Izaya był mistrzem w
kontrolowaniu swoich potrzeb. Więc dlaczego nie miał ani krzty
kontroli nad tym, co się teraz działo?
-
Teraz jesteśmy kwita, więc mógłbyś mnie puścić?
Zadał
to głupie pytanie i takie są jego skutki. Mógł się po prostu
wyrwać z uścisku, ale nie, bo on musiał grać ten głupi spektakl.
Przemknęło mu przez myśl, że jakaś jego część nie chciała
kończyć tej rozgrywki, że chciała tego, co miało niewątpliwie
nastąpić, że chciała spotkać niekontrolującą się bestie, a co
gorsza, jej posmakować. Ale odpowiedzią na jego pytanie było
zdziwienie z odrobiną przekory. I oczy, brązowe oczy pełne spokoju
i pewności. Kilka sekund później Izaya przestał czuć dłoń
ściskającą jego gardło, a pod stopami znów znalazło się
podłoże. Jednak krótko trwała jego radość, bo zaraz potem jego
ciało znów się uniosło, tym razem podtrzymywane w talii przez
parę silnych rąk, które zdecydowanie wolały bezpośredni kontakt
z jego skórą, co też uczyniły wsuwając się pod koszulkę
bruneta. Sytuację dopełniały usta, dokładnie para ust złączonych
w namiętnym pocałunku, przez chwile spokojnym, ale z każdą minutą
coraz bardziej intensywnym. O ile do tego punktu Izaya czuł się
nawet pewnie, o tyle kiedy język Heiwjimy sunąc po jego wargach w
te i z powrotem wymusił na nim ich rozchylenie, brunet poczuł
umysłowe zachwianie. Cholera, tak łatwo byłoby dać się teraz
ponieść emocjom, ale to zupełnie jak dobrowolne oddanie kontroli,
a tego zrobić nie mógł. Tak myślał, przynajmniej do momentu, w
którym Shizuo przebił się przez zamknięte wrota i zaczął
zgłębiać wnętrze jego ust. Izaya czuł, że stoi na granicy,
bardzo blisko poddania i na kilka sekund właśnie to zrobił. Poddał
się całkowicie, przyciągnął twarz Heiwajimy bliżej i mocniej
zaciągnął się wszechobecnym smakiem nikotyny. I choć w pierwszej
chwili spodobał mu się, dość znienawidzony zapach, to kolejne
sekundy brutalnie uświadomiły mu co robi i z kim. Powinien
podziękować nałogowi blondyna za przywrócenie go do
rzeczywistości. Poczuł, że Heiwajima odrywa się od jego ust i
przenosi swoje wargi na jego szyję. Otworzył gwałtownie oczy,
które zamknął kilka minut wcześniej, aby skupić się na
pojawiających się doznaniach i spojrzał na blondyna, który z na
wpół przymkniętymi powiekami zdawał się nie rejestrować tego,
co robił Izaya. Przyjrzał mu się kątem oka. 'Szkoda' –
przemknęło mu przez myśl, ale nie przywiązywał do tego większej
wagi.
-
Shizu-chan?
-
Hmm..? - wymruczał Shizuo.
-
Pewien jesteś, że wiesz co robisz? - zapytał i nie czekając na
odpowiedź kontynuował – Bo widzisz, cokolwiek robisz, robisz to z
największą mendą, szumowiną i szaleńcem bawiącym się życiami
innych. Jaką masz pewność, że to, co teraz robisz nie jest
częścią jednego z moich chorych planów?
Kiedy
mówił to wszystko, mówił to z uśmiechem na twarzy, takim jak
zawsze. Poczuł, że blondyn odsuwa się od niego, a Izaya straciwszy
podporę zsunął się po ścianie zderzając się tyłkiem z
podłogą. Widział szok na twarzy chłopaka, który stał kilka
kroków od niego. Nie powiedział nic, tylko patrzył jakby czekał,
że brunet jednak zaprzeczy temu, co powiedział, ale ponieważ nic
takiego nie nastąpiło. Odwrócił się i wyszedł z mieszkania.
Izaya poczuł ukłucie, gdzieś w okolicach mostka. Nie miał innego
wyjścia, zagrał swoim wizerunkiem, tym jak go wszyscy postrzegają,
jak widzi go sam Shizuo. Więc czemu ten głupek wyglądał na
zranionego? Nie ważne, nie będzie się nad tym zastanawiał. To
było konieczne zanim zabrnęliby do punktu, z którego nie ma
powrotu. Konieczne? Kogo próbujesz oszukać? Doskonale wiesz, że
zrobiłeś to ze strachu. Tak, wielki Pan i Władca przeraził się,
że między nimi mogło być coś więcej. Więc spękał i go …
zdradził? Nie wiedział jak to nazwać. Odchylił głowę i oparł
ją o ścianę, pod którą siedział. Czuł wszechogarniającą
rezygnację. Patrzył bezmyślnie w sufit, przypominając sobie ich
rozmowę z zeszłej nocy, to spojrzenie, takie... Spójrzmy prawdzie
w oczy. Ten pierwszy pocałunek nie był błahostką i nie ważne ile
razy powtarzał sobie, że jest inaczej, tak naprawdę od początku
gdzieś w sobie to wiedział. Od zawsze jakaś część jego samego
chciała tego typu bliskości. Uciekał przed nim, bo chciał być
goniony, prowokował, bo chciał jego uwagi, niszczył, bo chciał
mieć to naj miejsce w jego życiu, nawet jeśli wiązało się to z
byciem najgorszym. A to oburzenie, które czuł, kiedy usłyszał o o
planowanym zamachu na Heiwajime... Bycie mistrzem kłamstwa ma swoje
wady, jak na przykład okłamywanie samego siebie. Że też musiał
zniszczyć swoją jedyną szanse na bycie blisko niego, bez uciekania
się do podstępów, na takie zwykłe, normalne życie. Znowu się
oszukujesz Izaya. Ty nigdy nie będziesz miał takiego życia. Nie
Ty. Nigdy. Ukrył twarz w dłoniach. Potem była cisza, głucha,
martwa cisza.